Strony

środa, 12 listopada 2014

Od Libertas'a C.D Roug'a.

- Błyskotliwy jesteś. - odparłem, wyłaniając się zza krzaków.
Porządnej budowy, muskularne ciało basiora było zaledwie o parę centymetrów niższe od mojego. Potężne zbudowane łopatki i wielkie, szerokie przednie łapy nadawały mu wygląd prawdziwego wojownika. Czarna sierść na głowie tworzyła wokół oczu swoistą maskę, a białe uszy i jasna kropka na czole wsprawiały, iż przypominał prawdziwego wilka Yin-Yang. Na długości żeber pokrytych ciemnym włosiem rozciągał się znak rozpoznawczy samca: czerwony, zataczający spiralę okrąg z otaczającymi go kropkami. Nie miałem pojęcia jaką funkcję posiadał owy wzór. Czerwony blask bijący od krwawych ślepii nieznajomego wyglądał niezywkle znajomo. Nawet spojrzenia miał podobne do Red'a.
- Co mi się tak przyglądasz? Zakochałeś się? - prychnął z ironicznym uśmiechem.
- Zabawny jesteś. - westchnąłem. - Gdyby tak było to chyba wolałbym już bardziej wskoczyć do wulkanu.- odparłem bez emocji.
- Nie bądź jak baba. - szturchnął mnie w ramię. - Masz jakieś imię?
- Oh, czy to możliwe, że z ust kogoś takiego jak ty wydobyły się słowa inne niż obraza?
- Przestań kłapać bez sensu, bo zaraz się rozmyślę. Mów, pókim dobry i chętny do rozmowy.
- Libertas. A "pan"? - ostatnie słowo wymówiłem z ironią.
- Nie zdradzam swego imienia byle komu. - zaśmiał się z zadowoleniem i odrwócił łeb w innym kierunku.
- Cóż... będę musiał obejść się bez tej niebędnej jak dla mnie wiedzy. - powiedziałem zirytowany.
Już miałem odejść, ale ten zatrzymał mnie pytaniem:
 - Już uciekasz? A dokąd? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Jak najdalej od ciebie. - rzuciłem szybko nawet na niego nie spoglądając.
Słysząc jak idzie za mną przewróciłem oczami, a następnie westchnąłem cicho. Demoniczny basior niespodziewanie zagrodził mi drogę. - No dobra, niech ci będzie. Jestem Rouge i szukam Red'a. Wiem, że jesteś z nim w watasze. Chcę, abyś mnie do niego zaprowadził.
- Dlaczego miałbym wypełniać zachcianki jakiegoś...
- Zrób co mówię! Moja cierpliwość szybko się kończy! Szukam swojego brata już przez przeklęty rok!
- To bardzo wzruszające. Może bym ci pomógł gdybyś nie zachowywał się jak skończony debil.
Rouge nabrał powietrza w płuca i po chwili bezgłośnie wypuścił. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony, że ktoś stawia mu opór. Wiedziałem, że aż cały gotuje ze złości - do tego właśnie dążyłem. Denerwował się tak samo szybko jak Red, co do tego nie miałem wątpliwości i w jakiś niewytłumaczalny sposób bawiła mnie owa sytuacja.
- Dobra, zróbmy tak: ty zaprowadzisz mnie do brata, a ja nie odezwę się ani słowem przez całą drogę. Pasuje?
Pokiwałem łbem z aprobatą.

<Red?>

Od Sary "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - cz. 9


Duch wyciągnął sztylet, uniósł dłoń i... Ręka zawisła w powietrzu. Patrzył się na mnie wzrokiem pełnym złości, lecz po chwili wściekłość przerodziła się w przerażenie. 
- Ładnie to tak? Żywić się cudzym cierpieniem? - powstałam i spojrzałam na zjawę.
- C-co to ma być? - wyjąkał.
- A taka sobie sztuczka - uśmiechnęłam się szyderczo i skinęłam głową. Ręka demona wraz ze sztyletem przysunęła się do gardła. 
- Prz-przestań - załkał.
- Tartar zaczyna mnie już trochę irytować, tak samo jak i ty, ale nie zabiję cię, gdyż nie mam powodu - powiedziałam oschle głosem pełnym ignorancji na cudze uczucia.
- Dziękuję - upadł na kolana.
- Tchórz - mruknęłam. Męczennik tylko spojrzał na mnie ze strachem w oczach i zniknął w cieniu. Ostatnimi słowami jakie usłyszałam były ciche szepty, z których dawało się wyłapać słowo "noroi", co oznacza po japońsku klątwa.
- Noroi, ładnie - moje kąciki ust uniosły się nieznacznie do góry, aby po chwili zapaść w długowieczną powagę, a długowieczną w moim przypadku oznacza aż znudzi mi się postawa "buraka".


C.D.N

Od Hazuki "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - cz. 8

Sawyer'owi nic się nie stało, choć był wyraźnie w szoku po całym zajściu i nie raczył się do nikogo odezwać tylko szedł ze spuszczoną głową za całą grupą... "całą" to za dużo powiedziane Sara gdzieś znikneła podobnie jak Afuro, Red'a zgubiliśmy razem z tym nowym, trochę przerażającym wilkiem Rouge'm.
- Po prostu świetnie - szepnełam pod nosem.
Mój wyostrzony słuch na nic się zdał w poszukiwaniu malucha, bo jedyne dźwięki jakie można było usłyszeć to głośne lamenty albo szatańska cisza.
Szliśmy przed siebie mijając wielki głaz z zastygniętej lawy, o którego najwyraźniej jakiś demon zaostrzył pazury i wtedy coś usłyszałam... śmiech Red'a... nie jakiś inny może jego brata, nie wiem.
- Zostańcie tu! - krzyknęłam do grupki i pobiegłam w stronę z jakiej dobiegały odgłosy.

***

Wróciliśmy pod głaz ja, Red i Rouge. Libertas na widok Red'a wykrzywił się i próbując odwrócić wzrok natknął się na Rouga, którego ,o dziwo, przywitał obojętnie. "Może nie pozabijają się w najbliższym czasie", pomyślałam. Usiadłam koło głazu, było mi niesamowicie duszno i myślałam, że zaraz zemdleję, reszta trzymała się całkiem dobrze, nawet Sawyer wyszedł już z szoku, choć nadal wolal trzymać się na uboczu.
- Zatrzymamy się tu i odpoczniemy, jak wszyscy się porządnie wyśpią pójdziemy dalej. Libertas weź Vicki i spróbujcie znaleźć coś do jedzenia, ja pójdę na obchód, ty i Rouge - wskazałam na dwa czerwonookie wilki - zostańcie tu.
Zaczeło kręcić mi się w głowie, to zły znak, odwróciłam się więc szybko, by nikt nie zauwarzył mojego fatalnego stanu i pobiegłam przed siebię.

***

Po jakimś czasie gorący wiatr złagodził zawroty, gdy wrócilam do prowizorycznego obozu, wszyscy już jedli.

C.D.N

Od Libertas'a "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - cz. 7

Nawet nie wiem kiedy Red, Sara, Afuro i Sawyer zaginęli bez śladu. Czyżbym wyłączył myślenie przez te dwie godziny? Towarzystwa dotrzymywały mi już jedynie Hazuki oraz Victoria, a także nowy członek Silent Darkness, Lethal. Wiedziałem, że nie toleruje innych osobników płci męskiej, dlatego trzymałem się od niego z daleka na tyle, ile tylko pozwalała mi na to szerokość skały po której maszerowaliśmy.
- Hazuki? Co się działo przez cały ten czas? - zapytałem ostrożnie.
- Ciii.. - uciszyła mnie wadera. - Chyba coś słyszę.
Stanęła w miejscu niczym kamienny posąg. Gwałtownie zakmnęła ślepia i zaczęła uważnie nasłuchiwać. Po chwili je otworzyła, zaczynając biec przed siebie najszybciej jak tylko potrafiła.
- Hazuki! Czekaj! - krzyczała Vicky, ale ta nie zwracała na nic uwagi.
Czym prędzej wybiegła na wielkie wzniesienie góry i ujrzała Sawyer'a dryfującego na kamiennej krze w morzu pełnym płynnej magmy. Była tak zszokowana, że na moment nawet przestała oddychać. Wpatrywała się bezradnie na wielkiego basiora, probującego pochwycić jelenią czaszkę. Podejmowane próby na nic się zdawały, centymetry dzieliły go od wpadnięcia do gorącej cieczy. Nie widział nas, hałas bulgoczącej lawy zagłuszał wszystko wokół.
- Ventus! Leć tam i mu pomóż! - wrzasnąłem, przywołując swego towarzysza.
Wielki jastrząb natychmiast się pojawił. Wskazałem łapą na basiora, do którego miał polecieć.
- Strasznie tutaj gorąco. Nie mogłeś sam tego zrobić? - burknął pod dziobem, lecz wykonał ową prośbę.


C.D.N

Od Red'a - "W poszukiwaniu reniferów" cz. 6

Libertas - jak ja go nie lubię, no dobra cholernie nienawidzę. No, od razu lepiej. Po tym jak obeszliśmy Cerbera, ktoś ujrzał Ifryta trzymającego poroże jelenia.
- No to cudownie - Odparł Sawyer
- Wiesz, coś Ci powiem, Saweyr. Po pierwsze jelenie, renifery gubią poroża. A po drugie to nie Ifryt. - Odparłem podchodząc do czerwonego demona, który tak naprawdę był wilkiem. - To jest Rouge.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, a inni po prostu osłupieli. Tak Rouge, mój brat, o którym połowa ludności zapomniała. Mnie obdarowano zmianą w człowieka, a jego w demona.
- Red, jak ja Cię dawno nie widziałem - Odparł wilk - Widzę, że to dla nich odszedłeś. - Kpiąco odparł brat - Widzę, że znasz już wilka powietrza, ziemi, nawet ktoś z ognia! Zaszalałeś! No i woda. Jak ja dawno nikogo takiego nie widziałem.
O, teraz to już nie tylko ja poznałem się na kpinie mego rodzonego brata, ale i na jego wyższości. Po chwili Hazuki zabrała głos:
- Red, znasz go? - Spytała, z dziwną nutą w głosie.
- A i owszem, to jest mój brat, Rouge. - Odparłem - Niestety...
- Szukacie przypadkiem, może, renifera? Bo rzadko tutaj bytują. - Zaśmiał się szyderczo. - Ale mniejsza, ot co. Jeśli mój brat się do was przyłączył, to mnie chyba też pozwolicie. Hmm?
Wilki nie wydawały się zbytnio zadowolone z tego pomysłu, ale przynajmniej obeszliśmy kilka demonów pod pretekstem iż jesteśmy tzw. niewolnikami.
Gdy brat zmienił się w demona, podałem mu spojrzenie z ukosa.
- A i jeszcze jedna uwaga, nie ufajcie oczom, jeśli nie jesteście wilkami ognia, źle się to może dla was skończyć.
Miałem wrażenie, że połowa zgromadzonych jest na niego totalnie ***, że wciąż się wymądrza.

C.D.N

Od Rouge'a

Zimny szron pokrywaj dół moich łap, a z każdym krokiem pozostawiałem ślady. Idealne i równe, że nawet szczeniak wiedziałby, że ktoś tędy szedł. W sumie mogłem ich nie pozostawiać, ale co mi tam. Tak czy siak ktoś się na mnie natknie, a tracenie niezbędnej energii i siły, to był głupi pomysł.
Chłodny wiatr z północy targał moją sierść, a mokre łapy, które były owiewane zimowym chłodem, praktycznie zamarzały.
Po chwili usłyszałem chrzęst łamanej gałęzi, nadstawiłem uszu. Zapewne zwiadowca, bądź tropiciel mnie wyczuł. Stanąłem i przekręciłem głowę w stronę dźwięku.
- Wyjdź. Nie śledź mnie - Odparłem szorstkim i metalicznym głosem.
- Nie śledzę, ale obserwuję - Odrzekł, wysoki szaro-niebieski wilk. - Kogoś mi po prostu przypominasz.
- Ciekaw jestem kogo - Zaśmiałem się - Może mojego brata, Red'a, co?

< Libestas'ie? >

NOWY WILK!

Do watahy dołączył nowy wilk Rouge!


Od Deien

Przed sobą widzę dwa martwe wilki - to moi rodzice. Leżą na białym śniegowym puchu, a z ich ran wylewa się krew zabarwiając śnieg na czerwono, powoli wnika w głąb.
-Zabiłaś ich...
- Kim jesteś ?
Przed mną stał czarny potwór jego oczy i skrzydła jarzyły się czerwienią krwi.
- Ty mnie widzisz ?
- No a JAK myślisz ? - Wywracam oczami. - Jestem Deien.
- Lu.
- Inni Ciebie nie widzą ? - pytam z zaciekawieniem siadając na ziemie.
Lu kiwa sprzecznie głową.
- Tylko ty. Od jakiegoś czasu obserwo...
- Śledziłaś - unika mojego wzroku - Jak wyrwałaś mnie z transu ?
- Co ?
- Wyrwałaś mnie z transu ? Jak ?! - Zaczynam chodzić - Gdy wpadam w trans zabijam nieświadomie, a ty tak po prostu to przerwałaś ?
- No ... Najwyraźniej...
Powoli szliśmy przed siebie po białym skrzypiącym puchu, Lu leciała gadałyśmy, o przeszłości, o wszystkim. Umówiłyśmy się, że Lu, będzie pomagać mi, a ja Lu. Lu potrzebuje energii do życia którą ja potrafię ją przekazać.
-Hej, z kim gadasz ? - Jakiś wilk przekrzywiając głowę, patrzył w stronę Lu, ale jej nie widział.
<Ktoś ?>

NOWY WILK!

Do watahy dołączyła nowa wilczyca Clarisa!


Od Victorii C.D Red'a

Właśnie miałam upolować królika. Zaczaiłam się w krzakach i już byłam gotowa do skoku, gdy stanęłam na gałąź.
- Jakiego ja dziś mam pecha. - Powiedziałam sama do siebie.
Chciałam zrobić drugie podejście ponieważ królik nie odbiegł zbyt daleko. Miałam do niego podejść, ale z daleka zauważyłam kuśtykającego Red'a. Chyba mnie zauważył, a w sumie tylko mój ogon. Zdenerwowany podszedł do mnie. Wyglądał jakby był czymś zaniepokojony. Jego łapa nie wyglądała najlepiej.
- Nie, to tylko ja. - Odpowiedziałam na jego pytanie.
- Myślałem, że to Hazuki. - Powiedział jakby własnie przed nią uciekał.
- Coś się stało ? - Spytałam przymrużając oczy.
- Nie, nic. Nieważne. - Powiedział i własnie miał odejść, gdy zaproponowałam:
- Może opatrzę Ci łapę ?
- Nie dzięki. - Powiedział podenerwowany.
- Jesteś pewien ? To zajmie tylko chwilkę. - Próbowałam go przekonać, żeby został.
W końcu po dłuższym namyśle przesunął łapę w moim kierunku. Uśmiechnęłam się do niego. Po krótkiej chwili z moich oczu pokapały łzy prosto na ranę na łapie Red'a. Rana zaczęła znikać.

< Red ? >

wtorek, 11 listopada 2014

Od Afuro "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - oddzielnie cz.2

Gdy się obudziłem, dookoła było czarno. Nie miałem pojcia gdzie jestem.
"Za często daję się tak wyrobić" - skarciłem się w myślach.
Cisza trwała wiecznie. Szybko się zorientowałem, że jestem w czymś zamknięty. To była chyba zabudowana klatka. Ściany były gorące. Temperatura ciągle rosła.
Klatka zaczęła się rozpadać. Przez małą dziurkę zaczęła wpływać lawa. 
"Jeśli zaraz się stąd nie wydostanę, skończe marnie..." - pomyślałem i wytworzyłem ognistą kulę dookoła mnie. 
Żar byjący od ognia rozwalił klatkę. Zorientowałem się, że gdy teraz przestanę się bronić, już po mnie. Było strasznie gorąco... Łapy mi drętwiały od podtrzymywania ognia tworzący moją tarczę. Nacisk lawy na jej ściany rósł z każdą chwilą. Musiałem działać szybko, inaczej wataha straciła by jednego członka... Nie mogłem na to pozwolić. Byłem im dłużny...
Nie mogłem czekać, by powietrze w kuli się nagrzało na tyle, żeby udało mi się stanąć na normalnym gruncie. Wytworzyłem podmuch ognia, który momentalnie wystrzelił mnie do góry. W ostatnim momencie ognista kopuła pękła. 
Uderzyłem w jakąś skałę. Gdy zdążyłem ochłonąć, zacząłem się rozglądać za pozostałymi z watahy. Nikogo nie zauważyłem. 
Rozmyślenia przerwał mi przeraźliwy ryk. Po chwili ogromny potwór wynurzył się z lawy i rrzucił się na mnie. Jego gorące pazury wbiły mi się w prawą tylnią nogę. Ból promieniował w stronę serca. Strzeliłem w niego ognistą kulą. Ta trafiła go prosto w... twarz? Pysk?
W każdym bądź razie,puścił mnie. Zdążyłem zeskoczyć ze skały. O mały włos nie wpadłem do lawy. Zacząłem biec w kierunku ogromnej góry, która przypominała zamek. 
Miałem wrażenie, że z każdą chwilą rana się rozdziera....
Zauważyłem czaskę dryfującą na kawałku skały w lawie. Chiałem, żeby to nie był nikt z watahy.
Nagle moim oczom ukazał się mały raniferek, skulony pod ogromną wiszącą skałą...
C.D.N

Od Sary "W poszukiwaniu reniferów" cz. 5


Cała grupa podążyła dalej, niestety nie zauważyła, że się odłączyłam. Dziękuję!!! 
Chociaż... W sumie... To nawet lepiej, teraz mogę w spokoju zabić takiego znajomego z piekła...


***


- Zabiję cię! - wrzeszczałam i biegłam za demonem o szarych włosach.
- Najpierw musisz mnie złapać - śmiał się. Przyspieszyłam. 
- Co tak wolno? - chichotał - Myślałem, że jesteś szybsza!
W końcu nie wytrzymałam i moje futro zaczęło się elektryzować. Wiązki prądu stawały się coraz dłuższe. 
- Szlag - burknął pod nosem demon. 
- Coś mówiłeś? - posłałam mu szyderczy uśmiech i przygotowałam elektryczne łańcuchy do rzutu.
- Jak mówiłem... Złap mnie! - krzyknął i wbiegł do... labiryntu!!! A ja głupia popędziłam za nim... Mogę dziękować swojej zuchwałości oraz lekkomyślności. No i oczywiście, jak to w labiryntach bywa, zgubiłam się... 
- Znajdziesz mnie? No chodź, nie bój się, Saro - słyszałam głosy mego "znajomego", które odbijały się jak echo i biegły dalej.
- Jeszcze cię dorwę! - wrzasnęłam, po czym upadłam na żwir w geście "poddaję się". 
- Gdybym jeszcze mogła wrócić - po moim policzku spłynęła mała łza. 
- Płacz? Ktoś płacze? - usłyszałam straszny, ochrypły głos, niczym z horroru.
- Wreszcie, wreszcie, wreszcie, wreszcie... - przyłączył się kolejny.
- Ach, dawno nie było tu smutku. Moi drodzy, czas na obiad - powiedział trzeci i z cienia wyłoniła się straszna zjawa.


C.D.N

poniedziałek, 10 listopada 2014

Od Sawyer'a "W poszukiwaniu reniferów" cz.4

Szedłem spokojnie patrząc co chwile na moich towarzyszy.Libertas rozmawiał, a raczej kłócił się z Red'em, Hazuki chciała jak najszybciej wrócić, Sara wyglądała jakby nie zorientowała się że jesteśmy w piekle,a zachowanie reszty nawet mnie nie obchodziło.Co chwilę koło nas przebiegały cienie, świdrując nasze dusze swoimi czerwonymi jak ogień ślepiami.Czas dłużył się niemiłosiernie, a że obraz piekła jest tak monotonny jak ciągłe oglądanie tego samego stada jeleni, zacząłem się nudzić.Nagle wpadłem na pomysł, skoro ciągle koło nas przebiegają cienie, a ja mam zdolność wcielenia się w cienie, to mogę wcielić się i w te.Czekałem chwilę, a gdy tylko jakiś przebiegł po kamieniach, skoncentrowałem się i już byłem właśnie nim.Cień przybrał mój kontur, a jego oczy zaświeciły na niebiesko.Teraz mogłem biegać bezkarnie po każdym zakątku piekła.Lecz moja radość nie trwała zbyt długo, bowiem kiedy tylko pobiegłem dalej zauważyłem...Cerbera.Wróciłem do watahy i już jako ja powiadomiłem wszystkich.
-Tam jest Cerber- powiedziałem, aby każdy to usłyszał.-Za tym zakrętem.
Cała grupa spojrzała na mnie, jakbym był wariatem.
-Ta...A ja nazywam się Afrodyta- odparł Afuro.
Wszyscy (oprócz mnie, oczywiście) zaczęli się śmiać, a ja szedłem koło nich, jak ten cep.Jednak ich śmiechy ucichły kiedy na naszej drodze faktycznie nie stanął Cerber.
-Cofam to co powiedziałem- mruknął zaskoczony Afuro.
Wszyscy staliśmy przed śpiącym strażnikiem piekieł.
-Skoro on jest tutaj, to niedaleko nasz cel- szepnęła Hazuki, by nie zbudzić trójgłowego psa.
Każdy miał co innego w myślach, ja tam chciałem jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego olbrzyma.W końcu postanowiliśmy, że po prostu przejdziemy koło niego jak najciszej.Mimo chwil niepewności udało się i wszyscy szczęśliwi poszliśmy dalej.Podczas dalszej wędrówki zauważyłem, że cienie, które towarzyszyły nam do tej pory zniknęły oraz, że robi się coraz cieplej.
-Klima im siadła-zaśmiałem się cicho.
Kiedy jednak upał stał się dla mnie nie do wytrzymania, zacząłem zostawiać ogniste ślady, dzięki czemu moja temperatura ciała spadała.Po spotkaniu z Cerberem, nikt nawet nie odezwał się słówkiem, aż nie zobaczyliśmy ifryta trzymającego w łapach poroże renifera...

C.D.N

Od Libertas'a "W poszukiwaniu reniferów" cz.3

Mimo niewyobrażalnego gorąca skóra wciąż jeżyła mi się na plecach. Wilki powietrza zawsze trzymały się z dala od ognia, a tym bardziej płynnej magmy. Zabójcza ciecz wytapiała kolejne skały, by ostatecznie przetopić je na wylot i zamienić w strużki trujących oparów. 
- Patrzcie tam! - rzekł niespodziewanie Red, wskazując łbem na kolejny, tajemniczy cień czający się niedopodal.
Pluły ogniem wściekłe, piekielne czarty. Nie wiadomo czym były: Dziećmi samego Lucyfera? Nasieniem Demonów? Czy może czymś jeszcze bardziej odrażającym? Afuro oraz Red nie mieli się czego obawiać - płomienie nie wyrządziłyby im żadnej szkody. Co innego pozostali, wliczając w to mnie. Wobec tego niszczycielskiego żywiołu byliśmy bezsilni, a czytanie w myślach czy doskonały słuch na nic by się nie zdały gdyby doszło do poważnego oparzenia. Maszerowaliśmy dalej, a w zasięgu wzroku znajdowały się tylko rozgrzane do czerwoności głazy. Cieni pojawiało się coraz więcej, a także o wiele częściej niż przedtem. 
- Nie bój się, Vicky. - zażartowałem. - Jeżeli jakiś potwór będzie chciał cię zjeść, obiecuję, że go odpędzę.
- Daruj sobie, Libertas. Nie mam już 6 miesięcy. - odparła nerwowym tonem.
Śmieszyło mnie, kiedy była zła. Jej głos stawał się wtedy o dwa tony wyższy, a przez wyjątkowo młody wiek brzmiało to wprost genialnie. Inaczej nie potrafiłem rozładować napiętej atmosfery. Wszyscy szli z dziwnym wyrazem pyska, jakby na obiad trafił im się bardzo stary jeleń. 
- Przestań się śmiać jak idiota, bo kiedy naprawdę przyjdą demony, rzucę cię im w cholerę na pożarcie. - warknął Przywódca Zabójców.
On nigdy nie miał nastroju, o dobrym humorze nie wspominając. Czasami miałem taki okres, że dokuczałem agresorom ze swego otoczenia i naprawdę potrafiłem być bardzo denerwujący. Jednakże sam tego nie zauważałem, a drażnienie wilków takich jak Red sprawiało mi dużo radości. Zacząłem tykać go w ramię, a widząc, że ten szybko traci cierpliwość, zdwoiłem je.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a połamię ci wszystkie kości i spalę na popiół. - krzyknął, ale tym razem wkroczyła Hazuki.
- Jeżeli się zaraz nie uspokoicie to możecie wracać do jaskini, a z poszukiwań jelenia nici. czy to jasne?!
- Tak... - mruknęliśmy oboje bez zbędnego marudzenia.
Kontynuowaliśmy wspólną przygodę. Różniły nas skrajnie podzielności charakterów, ale nasza grupa zgrywała się ze sobą niczym w najlepszym zegarku. Wskazówki ustawione idealnie na kierunek: jak najdalej w głąb piekła. Tak więc krok w krok, brat z bratem dążyliśmy uparcie do wciąż nieznanego nam celu.

C.D.N

Od Red'a C.D Hazuyki

- Nie musisz wiedzieć - Odparłem i skupiłem się na swoim zajęciu, wywołaniu u kogoś koszmarów.
Wadera, opatrywała moją łapę, jednak nie skupiała się na tym bardziej, niż nad próbą wejścia do mojego umysłu. Cóż za chwilę jej się to uda, więc muszę zaprzestać myśleć o t-y-m.
- O jakim "t-y-m"? - Odparła wadera przechwytując moją ostatnią myśl.
- Pomyśl nad t-y-m - Rzekłem i z uśmiechem łobuza, przeciąłem bandaż pazurem.
Odbiegłem kuśtykając.
* * *
- To znowu Ty, Hazuki? - Odparłem patrząc na ogon wystawiający spod krzewu róży. 

< Ktoś? <: >

Od Red'a - "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - Odzielnie

Potężna złota brama, stała zamknięta. Wykuty w lawie ogromny, złoty zamek, zwisał z wrót.
- No i jak tam mamy wejść? - Spytałem Lorcan'a, wiewiórka zeskoczyła z moich pleców i podeszła do zamka.
- Może.. Nie, musimy znaleźć klucz, bądź jakimś sposobem przejść ponad murem. 
- Albo przez mur - Zaśmiałem się i począłem poszukiwania dziury w murze.
- Ale Ty wiesz, że to praktycznie niemożliwe?
Puściłem tę uwagę mimo uszu.
- Pochodzisz z pobliskiej Pustyni Czarnych Drzew. Powinieneś wiedzieć jak tu wejść - Powiedziałem, i zobaczywszy skrawek pęknięcia użyłem pazura do wycięcia większego otworu. - Teraz ty.
Lorcan spojrzał na mnie kpiąco i używając rogu jeszcze bardziej powiększając otwór.
- Panie przodem. - Odparło stworzenie, pokazując gest zapraszający.
- Lecisz Lorcano! - Popchnąłem stworzenie przed siebie. - Niech ciebie pierwszĄ zabije smok.
- Dajże spokój.
- Niech ci będzie..Lorcano. - Zaśmiałem się.

C.D.N

Zmiany!

Po modernizacji zostały wprowadzone pewne zmiany, proszę wszystkich członków watahy o zapoznanie się z tym postem!

- Ponieważ inicjatywa z grupami się nie sprawdziła, dlatego zamiast pracować w grupach, każdy będzie pracował na siebie. Na oddzielnej stronie powstanie ranking najlepszych wilków (poziom w rankingu zależy od ilości punktów).

- Każdy wilk będzie miał swoją oddzielną stronę, ponadto dojdą jeszcze 2 rubryki do wypełnienia:
imię towarzysza:
zdjęcie towarzysza:

Każdy kto niepodeśle ich do dnia 17 listopada, zostanie wyrzucony z watahy.

---

Proszę wszystkich by w miarę możliwości próbowali promować watahę i zapraszać nowych członków.
Hazuki

NOWY CZŁONEK!

Do watahy dołączyła Deien!


Od Victorii "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 cz.2

Szliśmy już jakiś dłuższy czas, jakby czas nam się zaczął dłużyć. Wokół nas unosił się zapach stęchlizny, a za nami szły jakieś dziwne istoty. Poczuliśmy się dziwnie, ale szliśmy dalej. Po jakimś czasie zauważyliśmy, że z jednej drogi zrobiły się nagle trzy. Nie wiedzieliśmy gdzie iść.
- Idźmy tą najmniej niebezpieczną drogą. - Zaproponowałam.
- A która to twoim zdaniem jest ? - Spytała zdziwiona i oczekująca jakiejś odpowiedzi Hazuki.
- Emm... Na przykład ta na której nie ma tylu cierni i krzewów. - Popatrzyłam się na nią.
W tym samym czasie, gdy własnie miałam odwrócić głowę na drodze po której właśnie mieliśmy iść ukazał się jakiś kruczo-czarny wilk. Byłam zaskoczona bo po mimo jego rozmiarów znajdował się on w piekle. Nagle wilk popatrzył się na nas swoimi wściekle czerwonymi oczami. Poczułam jak moje ciśnienie zaczyna się podnosić. Był w drodze do nas, jedną łapą zaczął sięgać mojej łapy, lecz po jakimś czasie rozpłynął się...

C.D.N

Od Hazuyki C.D Red'a

- Nie chowam się - odpowiedziałam wychodząc zza krzaków - tylko Ciebie obserwuję.
- O, Hazuki - powiedział wyraźnie zdziwiony.
- Tak. Nie słuchałeś mnie, gdy mówiłam byś szedł do lecznicy, to mam potrzebne rzeczy i opatrzę Cię tutaj. I zapamiętaj na przyszłość, że ja zawsze stawiam na swoim, dobrze?
Ułożyłam potrzebne rzeczy przed sobą i usiadłam, czekając by podał mi łapę.
Usiadł koło mnie i poddał się zabiegowi, cały czas patrząc w inną stronę.
- O czym myślisz?
- O niczym.
- Hmm - mruknęłam poirytowana - nie chcesz bym zajrzała Ci do umysłu, by się dowiedzieć.
Uśmiechnęłam się lekko na widok jak się napiął, na same moje słowa.
- Eee...
- Ja zawsze stawiam na swoim, pamiętasz? Więc o czym myślisz?

<Red?>

Od Red'a cd Libertas'a

W moich oczach błysnęła iskra i nim ktokolwiek z zebranych zdążył mnie powstrzymać, byłem już nad karkiem Sawyer'a. Jednakże, nie zadałem mu dość dużych obrażeń poza lekkim drapnięciem, ponieważ ktoś mnie odepchnął.
- Odbiło ci?! - Wykrzyknął jeden z nich, jednak nic nie odpowiedziałem, nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi.
Basior postanowił kontratakować i.. udało mu się zadrapać mnie na piersi. Chyba nie wie co zrobił, zgromadzeni popatrzyli się na niego ze zdziwieniem, ale i z powagą. Może i czerwono-czarna krew sączyła się z rany, ale to był już jego ostatni atak w życiu. 
Podbiegłem do wilka na tyle szybko, by nikt nie miał nawet sekundy na poruszenie łapą.
- Tak to ja się nie będę bawił! - Warknąłem i zamachnąłem się na serce przeciwnika, jednak ten w porę się odwrócił i udało mi się zrobić dosyć dużą ranę na karku, po czym przygwoździłem Sawer'a do ziemi i kiedy już miałem zadać ostateczny cios, wilk ugryzł mnie w łapę. Odpuściłem, ponieważ zaraz miałem się zmienić w swoją pierwotną formę.


Wilki spojrzały na mnie z przestrachem, w sumie też się trochę przestraszyłem, praktycznie nigdy w niej nie byłem, no dobra pięć miesięcy w niej mieszkałem.
Mój kręgosłup i łapy, poczynały się powiększać, a z głowy wyrosły rogi. Grzbiet porosła czerwona fala sierści, a ogon stał się długi niczym bicz. Moja "druga" połowa odezwała się, szorstkim, metalicznym i pozbawionym uczuć głosem:
- Tak, widzicie co się dzieje z Nim, gdy straci zbyt wiele krwi. Wkraczam ja! Przejmuję kontrolę, a mój nosiciel, w tym wypadku Red, nic nie może zrobić.
Tym czasem Vakuu, natarł na przeciwnika z niewyobrażalną siłą, gdy do niego podbiegł, przewrócił na plecy i stanął na jego łapach. Wilki bezskutecznie, próbowały go powstrzymać, wilk wyciągnął łapę, z której sączył się jad. Miał narysować okrąg na sercu, jednakże Libertas, przepchnął jego łapę i jad począł płynąć w łapie. Vakuu, zniknął z mojego ciała, a Sawer, wykorzystał okazję by zrzucić mnie z siebie i prawie przegryźć łapę, ponieważ nadbiegła Alfa razem z Lucky.
- Przestańcie! Lucky, zabierz Sawer'a i Red'a do lecznicy. - Odrzekła najwyżej poirytowana wadera.
- Nigdzie nie idę - Warknąłem i pokuśtykałem na północ.
* * *
Księżyc był schowany za chmurą, przez co widać było tylko moje krwisto-czerwone oczy.
- Czemu się chowasz? Wyjdź. - Odparłem, do postaci, która czaiła się już przez dłuższy czas w krzakach, pod osłoną nocy.

< Ktoś? >

Od Afuro "W poszukiwaniu reniferów" Event 2014 - oddzielnie cz.1

Ja, gdybym był takim reniferem, to nigdy w życiu nie schowałbym się w Tartarze. To "nieco" bezmyślny pomysł... 
- Teraz już nie ma odwrotu - powiedział Libertas
- A kto mówił o odwrocie? - zapytałem
Staliśmy przed bramą do piekieł. Nie mogę opisać tego, co działo się po przekroczeniu bramy. Pamiętam tylko tyle, że dookoła unosił się zapach strachu i cierpienia... 
Ten swąd był mi dobrze znany, jeszcze gdy byłem szczeniakiem... 
Dziwne stwory wyłaniały się z każdego zakamarka piekieł. Niebo było czarne... Słyszeliśmy krzyki dochodzące z wszystkich stron. Jakieś bestie otoczyły nas i potem nic nie pamiętam...
C.D.N.

niedziela, 9 listopada 2014

Nowy Event!


Zgodnie z waszymi zachciankami idziemy do piekieł, w nowym evencie:

Od Sary

Ogień... Łzy... Chaos... Przyjaciele... A ja w środku tego zamętu. Nic niewarta, nieważna. Nie mogę się poruszyć, łapy odmawiają posłuszeństwa, jakby splątano je łańcuchami. Oczy zachodzą mgłą i stają się coraz bardziej mokre od łez... 
Tysiące potępionych dusz, tysiące istnień spisanych na straty, tysiące przeciętych żył... I krew...
- Moje sny z każdą nocą robią się coraz bardziej makabryczne - mruknęłam do siebie w drodze do jaskini.
Było to ciepłe, chociaż zimowe południe pełne promieni królewskiej gwiazdy. Życie w lesie jeszcze nie przygasło, wiewiórki skakały po drzewach, gdzieniegdzie biegały łanie i kozły, aż miło było patrzeć na to wszystko. I tak się stało, że w końcu przez nieuwagę wpadłam na grupkę wilków, które przechadzaly się po lesie.
- Oj, przepraszam - zaśmiałam się, gdy zorientowałam się, iż owe wilki to Libertas, Victoria oraz ten nowy basior - Sawyer.


<Victoria? Sawyer? Libertas?>

Od Libertas'a C.D Sawyer'a

Rozmawiałem z nowym członkiem watahy jeszcze długi czas. Okazał się być naprawdę sympatycznym wilkiem i mimo tytułu zabójcy wcale nie wykazywał tak wielkich popędów do bójek jak Red. Najbardziej zaciekawiło mnie jednak jego brak potrzeby zażywania snu.
- To znaczy, że... nie wiesz jak to jest śnić? - zapytałem trochę z niedowierzaniem. 
Przecież nawet najbardziej odporny wojownik mógł polec bez choćby niewielkiej ilości snu.
- Niezupełnie. Widzisz... jako małe szczenie spałem tak jak każde inne, żywe stworzenie na tym świecie. To się stało podczas mojej samotnej wędrówki po górach. Spotkałem tam tajemniczego wilka. Basior w sędziwym wieku, futro miał już niezwykle siwe i oczy opanowało zaawansowane stadium zaćmy. Pomimo swoich wad wzbudzał olbrzymi respekt. Stanąłem jak wryty czując jak moje ciało ogarnia dziwne uczucie przerażenia przed którym nie było ucieczki. Powiedział, że zdradzi mi tajemnicę niezwyciężonych wilków sprzed setek lat. Wtem dowiedziałem się, że była nią właśnie bezsenność i duszenie bez pomocy dotyku. Zaprowadził mnie do swojej jaskini i napoił jakimiś dziwnymi eliksirami. Do dzisiaj nie wiem kim był: Szamanem? Znachorem? A może Medykiem? Oddałbym wszystko żeby się dowiedzieć chociaż podstawowych informacji na jego temat. - Sawyer westchnął głośno i posmutniał.
Nie odezwałem się ani słowem. Ta historia brzmiała nieprawdopodobnie, a ja nie chciałem przerywać swemu rozmówcy. 
- Po wypiciu płynów o nieznanym składzie oraz pochodzeniu kazał mi się skupić. - kontynuował - Spełniałem każdą jego prośbę nawet nie próbując zaprotestować. Niespodziewanie gdy się obudziłem następnego dnia, tajemniczy staruszek zniknął, a ja sam znajdowałem na pustyni usianej białym śniegiem aż po horyzont. Przez moment pomyślałem nawet, że owy basior miał władzę nad czasem. Mógł zrobić ze mną co chciał, lecz nie czułem gniewu ani tym bardziej pragnienia zemsty. Po dwóch dniach dotarłem do swojej watahy, która odkrywając moje nowe zdolności zaczęła się panicznie bać. W ślad na nimi podążyło całe stało. Nawet alfa patrzyła na mą osobę ze strachem w oczach. Przez przypadek o mało nie udusiłem kolegi i dlatego postanowiono wypędzić mnie z gromady. 
- Tam skąd pochodzę uczono mnie, że wszystkie 4 żywioły powinny stanowić jedność, harmonię. Przed tysiącami lat starożytne plemię Inków, od których wywodzi się mój ród postanowił wybudować wioskę na czubku najwyższej góry do której tylko powietrzne wilki miałyby dostęp. Mój mistrz zwykł mówić: "Jesteś wolny dopóty, dopóki więzienne kraty nie uwiężą twej duszy i ciała". Woda i ziemia od zawsze współpracowały z powietrzem. Niestety, plemię ognia był nie do okiełznania. Dzicy, wściekli, agresywni...
- I jacy jeszcze? - usłyszałem rozgniewany głos za sobą.
Odwróciłem się i ujrzałem Red'a razem z Afuro. Nie wyglądali na zadowolonych.
- Uważasz, że ogień sieje jedynie spustoszenie? Myślisz, że wilki ognia to bezmyślne istoty łaknące jedynie krwi i cierpienia? 
Takeru był wyraźnie oburzony tym co przed chwilą usłyszał.
- Tego nie powiedziałem. - odparłem zgodnie z prawdą.
- Ale ten twój mistrz tak mówił. - warknął Przywódca Zabójców, patrząc na mnie jak na przyszłą ofiarę.
- Spokojnie, panowie. Opowiadał mi jedynie historię swojego plemienia. Nie powinniście sobie traktować tego tak osobiście.
Sawyer starał się rozluźnić napiętą atmosferę, ale basior z krwistoczerwonymi ślepiami nie zamierzał odpuścić. Nikt nie zamierzał się z nim awanturować, ale on już niestety taki był. Agresja wręcz się w niego wylewała, a czasami nie mogąc znaleźć ujścia posuwał się do naprawdę absurdalnych czynów. 
Od samego początku wiedziałem, że pojedynek pomiędzy Red'em a Sawyer'em pozostaje nieunikniony. Chociaż "Pan Ognia" wcale nie dążył do władzy chciał wyraźnie pokazać kto tutaj rządzi. 


<Ktoś? Wykażcie się, poeci c:>

NOWY CZŁONEK!

Do watahy dołączył nowy wilk Lethal!


piątek, 7 listopada 2014

Od Sawyer CD.Libertas'a


-Nazywam się Sawyer, szukam watahy- powiedziałem spokojnie.
Wszyscy zgromadzeni wydawali się nieufni wobec mnie.Nie dziwię się, w końcu ja też zdziwiłbym się gdyby nagle wparował tutaj wielki wilk.
-Zaprowadzimy cię do alfy- mruknął jeden z nich.
Przytaknąłem skinieniem głowy.Wszyscy skierowali się w na północ, a ja powlokłem się za nimi.Gdy po dziesięciu minutach dotarliśmy do wielkiej jaskini jak na komendę wyszła z niej wadera.
-Przyprowadziliśmy nowego-powiedział jeden z basiorów.
-Chciałbym dołączyć do watahy- mruknąłem, będąc święcie przekonany, że znowu odejdę po kilku minutach.
-Dobrze- odparła alfa - Ja jestem Hazuki.
-Ja Sawyer- uśmiechnąłem się.
-Tak więc Sawyerze, znajdź sobie jakąś jaskinie a ja potem wyślę kogoś, by oprowadził cię po terenach.
-Dobrze- rzekłem i odszedłem od grupki wilków.
Przez chwilę słyszałem jeszcze rozmowę, którą prowadził jeden wilk z alfą.Po jakimś czasie znalazłem idealne miejsce.Była to wysoko położona, dosyć spora jaskinia.Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się.
-No, koniec z tymi wędrówkami.
Po chwili przyszedł po mnie wilk.Ten sam basior, który wcześniej zaprowadził mnie do alfy.Bez słowa wyszliśmy z jaskini.
-A tak w ogóle to jestem Libertas- przedstawił się basior.
-Miło mi cię poznać- odparłem z lekkim uśmiechem.


Libertas?

środa, 5 listopada 2014

Od Libertas'a

Uniosłem głowę na taką wysokość, aby uważnie przyjrzeć się intruzowi. Był to wielki, masywny wilk o szarym futrze. Na głowie rozciągał się okazały irokez sięgający aż po kłąb. Krwista czerwień okalała także ramiona, tylną część pleców i rozciągała się po obu stronach pyska, tworząc swoiste wzory. Para błękitnych oczu patrzyła z wyższością, od razu można było przez nie dostrzeć pewną siebie duszę. Basior uniósł ogromne łapy uzbrojone w kruczoczarne pazury, podchodząc do wilczyc. Victoria patrzyła na niego z lekkim przerażaniem. Nawet z umiejętnością przewidywania ruchów innych zdawała się być zupełnie nieświadoma tego co się zaraz wydarzy. Za to Sara bez nutki strachu trwała obok mnie, tak jakby wielki nieznajomy był jej starym kumplem, którego spotkała po latach. Oczy samca błysnęły niepostrzeżenie, gdy w oddali usłyszałem ciężkie kroki - ktoś do nas biegł i to nieprawdopodobnie szybko. Zanim zorientowałem się skąd dochodzi owy hałas, zobaczyłem przed sobą kolejną parę łap uzbrojonych w prawdziwe szpony. Ich właścicielem był oczywiście Red - najsilniejszy członek watahy Silent Darkness. Wściekle kłapnął pyskiem, a następnie warknął przeciągle ukazując rząd ostrych zębów. Drugi ze zdziwieniem zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z niesympatycznego przywitania. Przywódca zabójców - choć młodszy, wydawał się równie silny, uparty oraz wytrwały w zaciętej walce jak jego starszy odpowiednik przed sobą. Nastroszył gęstą grzywę na karku i uniósł wargi, po raz kolejny obnażając śnieżnobiałe kły, gotowe zagryźć w kilka chwil nawet najtrudniejszą zdobycz. Starszy stał niewzruszony, nie zamierzał walczyć. Czerwonooki widząc, że z pjedynku nici, przestał przybierać bojową pozę i stanął normalnie, z piersią wypchniętą do przodu na znak swojej pozycji w watasze.
- Kim jesteś i czego tutaj szukasz? - warknął Red, zniechęcony choćby samym patrzeniem na intruza.


<Sawyer?>

niedziela, 2 listopada 2014

Nowy członek!

Do watachy dołączył nowy członek Sawyer!


NOWA BETA!

Stanowisko samicy beta obejmuje Sara!


Od dziś wysyłać opowiadania należy według podanego niżej harmonogramu:
Od poniedziłku do piątku - Hazuki 
W sobotę i niedzielę - Sara

Od Sary cd. Victorii

- Kto? - podniosłam głowę znad torby.
- Nie wiem, ale wydaje się być silny... - powiedziała Victoria.
- Musimy zabrać stąd Libertas'a, a nóż ten wilk okaże się być wrogo nastawiony - odparłam i przybrałam postać smoka. Położyłam basiora na grzbiecie.
- Wsiadasz? - podsunęłam pod łapy Victorii skrzydło. Wadera przytaknęła i szybko wdrapała się na mój kark. Bezzwłocznie wzbiłam się ponad ziemię. W tym samym czasie zza krzaków wyskoczył wieeeeelki wilk.
- To on! - krzyknęła Vicky.
- Lecimy - ruszyłam w stronę lecznicy.

***

- Ayano! - zawołałam, a z jaskini wypłynął wilczy duch.
- Kto to? - spytała Victoria zeskakując z grzbietu.
- Moja asystentka z zaświatów - uśmiechnęłam się. Dusza wzięła Libertas'a i ułożyła go na posłaniu.
- Nie martw się - zwróciłam się do nowej znajomej, po czym wróciłam do pierwotnej postaci. Vicky usiadła obok Liber'a, ja natomiast zaczęłam się krzątać wśród ampułek, probówek, ziół, maści, lekarstw dodając kolejne wywary.
Wkrótce podeszłam do nieprzytomnego i dotknęłam jego głowy. Wypowiedziałam zaklęcie. Łapy zaświeciły delikatnym blaskiem, a gdy basior powoli otworzył oczy, zgasły.
- Koniec balów z aniołami, czas wrócić do żywych - uśmiechnęłam się wesoło, a Tori (masz nową ksywkę, Victorio ^ podała mu miskę z wodą.
- Nieładnie tak uciekać - nagle do groty wparadował ten sam basior, którego widziała w wizji Vivien.

<Victorio? Libertas'ie?>

Od Victorii C.D Libertas'a

Kiedy Sara powiedziała mi, że mu nic nie będzie ulżyło mi. Mimo to wiedziałam, że powinnam przy nich być, tak na wszelki wypadek.
- To dobrze, że mu nic nie będzie. - Powiedziałam oddychając głęboko.
Nagle zawiał wiatr poczułam się jak wolny wilk. Motyle latały koło mnie jakby chciały, żebym poleciała razem z nimi. Po jakimś czasie usłyszałam wycie wilka, nie był to wilk z watahy.
Wstałam na cztery łapy, a Sara siedziała koło leżącego Libertas'a.

***

Usłyszałam trzask gałęzi gdzieś w lesie. Robiło się już późno, a czyste niebo odsłoniło wielki księżyc i gwiazdy, które świeciły jak świetliki.
Słyszałam kroki, które zbliżały się coraz szybciej w naszą stronę. Zamknęłam oczy i zobaczyłam sytuację, w której zza krzaka wychodzi wielki wilk...
- Zaraz ktoś tu przyjdzie. - Powiedziałam na głos.

 < Sara / Libertas ? >

Koniec eventu Haloween 2014.

Niestety event się już zakończył, jednak to nie koniec przyjemności.
Czas rozdać nagrody:

1 miejsce: Red
- 50 punktów
- Dar haloween - wilk może zmieniać się w ducha
- na howrse: koń z pieczęcią Apokalipsy i KF
-----
2 miejsce: Libertas i Afuro
- 35 punktów
- Dar haloween - wilk może zmieniaś się w dynię
- na howrse: koń z zaczarowaną dynią

Nagrody zostaną wystawione w ciągu tygodnia.

Od Afuro - Event Halloween'owy

Błąkałem się po terenach watahy już od samego rana. Jako przywódca wojowników, powinienem znać tereny watahy. Jednak chciałem ponownie dostać się do Lasu Przygód. Dziś Halloween. Wyrwałem się na spacer, by go znaleźć. Teraz jestem przy Gorących źródłach Utsukushi. Spacerowałem, chodiziłem, biegałem... aż straciłem grunt pod łapami i wraz z wodą runąłem do źródła. Gdy wyszłem na brzeg poczułem przenikliwe zimno. Nagle, przed oczami pojawił mi się... chyba jakiś duszek? On na mnie spojrzał, pokręcił głową, to podszedł, to się oddalił. Ja stałem w bezruchu. On z niepewnością podszedł.
- Cześć... - powiedziałem, sam nie wierząc, że gadam do jakiegoś dziwnego stwora
Duszek momentalnie się wyprostował. Chyba coś powiedział, ale jago mowa brzmiała jakby się topił, czy coś podobnego. Obok niego pojawiły się jeszcze trzy duszki. Nogi zaczęły mi drętwieć. Po chwili już ich nie czułem. Przednie łapy ugięły mi się a ja uderzyłem pyskiem w ziemię. Jeden duch podszedł do mnie i zaczął ciągnąć mnie za uszy. Przypomniałem sobie, że wtedy, w lesie Przygód też coś zaczęło ciągnąć mnie za uszy.
Z trudem wstałem. Kierowałem się tam gdzie mnie prowadziły. Nie miałem siły stawiać oporu. Zimno mnie wykańczało....

****
Poczułem, jak miękka i gęsta trawa ociera mi się o brzuch. Duszki ciągle mnie prowadziły. Nagle przed nas wyskoczyło kilka tych samych duchów, co wtedy spotkałem w Lesie Przygód. Były takie same. Podobne do kozic. Zaczęły iść przodem. Czułem się trochę jak jakaś gwiazda, strzeżona przez swoich osiłków. Szczególnie wtedy, gdy dookoła nas zaczęły latać świetliki. Ale one były inne. Świeciły kolorem pomarańczowym.
Nagle, moim oczom ukazał się przepiękny widok. Mała rzeczka, potężne drzewo na którym błyszczały niebieskie światełka, grzyby - również świecące.
Teraz zrozumiałem, że jestem w Lesie Przygód. Nagle duszki zniknęły. Zacząłem biec, nie wiem gdzie. Biegłem przed siebie. Już nie było mi zimno. Dookoła latały świetliki, cały las mienił się najpiękniejszymi kolorami!
Znalazłem kilka cukierków, które zaraz zniknęły. Nigdy nie przeżyłem czegoś bardziej wspaniałego. Czułem się, jakbym wrócił do dzieciństwa... Całą noc przechasałem po Lesie, a rankiem ciągle bolał mnie brzuch od słodyczy...

sobota, 25 października 2014

Od Libertas'a C.D Sary

- Ja... n- nie wiem... - rzekłem, ale mój głos był słaby i jakby wyciszony.
Prawda była taka, że czułem się okropnie. Zupełnie opuściły mnie wszystkie siły. Wcześniej byłem zbyt zestresowany, aby pojąć co tak naprawde się ze mną dzieje. Nie chciałem się przyznawać, że w obawie o życie Sary nie spałem dobrych parę nocy. Nie tykałem też żadnego jedzenia, które Red przynosił z polowań. Rozmawiałem o tym z Victorią, ale ona nie zna się na lecznictwie i nie mogła stwierdzić co mi dolega.
- Jesteś pewien? Może powinnam cię obejrzeć.
- Nie trzeba. Wszystko gra. - powiedziałem, a przynajmniej starałem się, aby brzmiało to pewnie.
Ruszyłem przed siebie, ale nogi uginały się pode mną z każdym kolejnym krokiem. Zorientowawszy się, że dalsze próby nie mają sensu, usiadłem na trawie, unosząc łeb do góry. <nic ci nie jest, to tylko zmęczenie> - starałem się wmówić samemu sobie.
Niestety, było coraz gorzej: kręciło mi się w głowie, miałem nudności i czułem się strasznie senny. Po chwili dopadł mnie potworny atak kaszlu. Dopiero gdy zorientowałem się, że ksztuszę się własną krwią, Sara postanowiła zainterweniować.
- Połóż się natychmiast! - krzyknęła w panice, ale ja jej nie usłyszałem.
Być może spełniłbym jej prośbę, ale zanim dokończyła zdanie, padłem bezwładnie na ziemię. Victoria starała się mnie wybudzić: potrząsała, wołała - nic nie pomagało.
Medyk podszedł do mnie i przyłożył łeb do mojej piersi. Wciąż oddychałem. Kremowa wadera popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach.
- Nie martw się. - zapewniła Sara. - Nic mu nie będzie.

<Sara/Victoria?>

Od Sary C.D. Victorii

Na moim futrze ujawniły się ładunki elektryczne, które zaczęły łączyć się w ogromną, elektryczną sieć.
- Ech... Teraz wyjść i nie zrobić nikomu krzywdy... - westchnęłam i powoli podniosłam się z mułu, wyszłam na brzeg. Otrzepałam się z wody, dmuchnęłam na przyklapniętą grzywkę wchodzącą mi do oczu. Rozejrzałam się dookoła.
Wiatr wirował tu i tam tańcząc z liśćmi. Trawa falowała niczym morze w wietrzny dzień, lecz nie było ani jednej żywej duszy. Odetchnęłam z ulgą, bo brak żywych oznacza brak zagrożonych.
Taki już mój urok, po bliższym kontakcie z wodą przestaję panować nad mocami i wychodzą z tego naprawdę nieprzyjemne sytuacje.
Uśmiechnęłam się, po czym usiadłam tuż przy brzegu.

***

Byłam już całkowicie sucha, a futro przestało emitować energię. Wstałam i wróciłam na ścieżkę. Ku mojemu zaskoczeniu wpadłam na Libertas'a i jakąś waderę o kremowym futrze. To chyba była Victoria, raz po raz odbiło mi się to imię o uszy.
- Cześć! - powiedziałam do wilków, jednakże zauważyłam, że coś się stało z Libertas'em. Jego oczy straciły iskrę oraz zapał z jakim pomagał mi w odnalezieniy trupiej róży. Lazurowe plamki wyblakły i przestały być... lazurowe. Futro z błyszczącego przeobraziło się w matowe.
- Libertas? Czy wszystko gra? Może jesteś chory? - spytałam zaniepokojona.

<Victoria? Libertas?>

Od Victorii C.D Sary

Nagle usłyszałam plusk. Zdziwiona podeszłam do strumyka, który płyną tuż obok. Powoli zbliżając się do brzegu zobaczyłam wilczy ogon wystający z wody. Podeszłam jeszcze bliżej i ujrzałam mokrą do suchej nitki wilczycę. Zastanawiałam się co ona tu robi. Niechcący nadepnęłam na gałąź i chyba zorientowała się, że tu jestem. Szybko wycofałam się i zniknęłam między krzakami. Wycofując się wpadłam na Libertas'a. Zdziwiona wstałam.

 < Libertas ? /  Sara ? >
Ps: Lekki brak weny.

Od Sary

Wszystkie rany na ciele po spotkaniu z demonami zdążyły całkowicie zniknąć, a wraz z nimi... przygody. Teraz zaczęłam popadać w codzienną rutynę. Nie żeby zbieranie roślin oraz przygotowywanie trucizn, cykut, lekarstw nie było ciekawe, ale brak mi "nowości"...
Wysunęłam się powoli zza krzaków i usiadłam nad Wodospadem Chei. Spojrzałam na sunącą wstęgę wody.
"Czas zacząć kolejny zwykły dzień..." - pomyślałam. Westchnęłam ciężko i wstałam z pokrytej rosą trawy, po czym ruszyłam wąską, leśną ścieżką
Brzoskwiniowe sklepienie nieba poczęło przybierać barwy lazuru, a królewskie, złote oko wolniutko wznosiło się ponad horyzont. Białe tratwy chmur dryfowały po morzu jutrzenki, a nocne gwiazdy przygasały dając szansę dniu.
Zaczęłam "bawić się" ładunkami elektrycznymi, a to na moim futrze tańczyły wiązki prądu, a to przebiegały mi drogę małe sznurki szkarłatnej albo zielonej energii.

***

- Niech pomyślę. Mam trupią różę, senne fiołki, kryształową koniczynę... - przerwałam, gdyż ujrzałam cień wilka o przerażających, krwistych oczach. Zjawa spojrzała na mnie, a po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Lekko przestraszona ruszyłam przed siebie.
- Quo vadis, Sara? (Dokąd idziesz, Saro?) - usłyszałam dziwne szepty. Zignorowałam odgłosy i dalej szłam dróżką.
- Quo vadis, Sara? - ten sam duch o strasznych oczach stanął przede mną. Pisnęłam cicho i rzuciłam w cień kulą energii. Gdy zniknął, uspokoiłam się, lecz mój spokój nie potrwał długo, albowiem do moich uszu dobiegł szelest liści oraz trzask łamanej gałęzi.
Nagle z krzaka obok wychyliła się wilcza głowa, chyba właściciel pyska nie wiedział o mojej obecności, ponieważ zdawał się być zaskoczony.
Niestety ja pomyślałam, że jest to cień, który widziałam kilkanaście minut temu. Odskoczyłam na bok, potknęłam się o wystający korzeń i wpadłam z impetem do strumyka płynącego obok.

 <Ktoś? P.S. Sara powraca>
 

czwartek, 23 października 2014

Od Libertas'a - Event Helloween'owy

Jak każdy wilk, po wielogodzinnych poszukiwaniach wreszcie odnalazłem ulubione miejsce do przemyśleń - Las Czasu.
Legenda mówiła, że każdemu kto do niego wejdzie może objawić się kawałek jego własnej przyszłości. Niestety, ja jeszcze nigdy nie zauważyłem nic wyjątkowego prócz czarnych, uzdrawiających róż rosnących przy korzeniach Cichych Entów. Rozglądnąłem się dookoła, westchnąłem głośno i usadowiłem się na miękkim mchu okrywającym leśną ściółkę. Rozmyślałem nad wieloma sprawami, przede wszystkim o nowej watasze, w sumie nic szczególnego. Ze stanu marzeń wytrąciły mnie piski nietoperzy, raniąc wrażliwy, wilczy słuch. Zerwałem się na cztery łapy. Wtedy zauważyłem małe, białe oraz na wpół przeźroczyste istotki przechodzące obok. Wyrastały za nimi małe dynie, a po chwili cała ściółka mieniła się odcieniem pomarańczu. Zastanawiałem się czym są, więc czym prędzej podążyłem za nimi.

***

Małe duszki zatrzymały się przy największym drzewie w Lesie, a następnie okrążały jego pień tworząc tym samym piękny, jakby upleciony z pajęczynu płaszcz. Ten widok zachwycał i przerażał jednocześnie, bo w tejże chwili zorientowałem się także, że nie mam pojęcia gdzie jestem. "Ślepy" marsz za tajemniczymi istotami tak bardzo mnie wciągnął, że zaszedłem zbyt daleko i zgubiłem orientację w terenie. Nagle głośny, ponury, przeszywający do szpiku kości chichot rozbrzmiał pośród głuchej ciszy. Zacząłem się wycofywać choć tak naprawde nie znałem źródła przerażającego dźwięku. Niespodziewanie z twardego gruntu wydobyła się będąca już w ostrym stadium rozkładu dłoń. Z niewiarygodną szybkością złapała mnie za tylną łapę, uniemożliwiając ucieczkę. Gryzłem, szamotałem się i rwałem, ale moje starania były bezużyteczne. Im bardziej chciałem uciekać, tym bardziej paraliżował mnie strach. Jak okiem sięgnąć, wiecznie wilgotna gleba nabrzmiewała, dając ujście kolejnym dłoniom, potem głowom, a następnie całym ciałom umarlaków. Żywe, wilcze trupy parły prosto w moją stronę. Zaskomlałem cicho. Ślepe, bezrozumne spojrzenia, bezwładnie zwisające języki, skąpe owłosienie i połamane kości... Do tego jęki i sapanie na których dźwięki każdy by zwariował. Kiedy wkońcu udało mi się wyślizgnąć z obcęg kościstej dłoni, ruszyłem przed siebie niczym spłoszona przez lwa antylopa. Biegłem tak szybko, że zaczynało brakować mi tchu, ale strach okazał się być silniejszy. Pomimo dawno rozesłanych plotek na temat powolności zombie, te wcale nie należały do wolnych. Wręcz przeciwnie: sprawnie i wytrwale utrzymywały tempo biegu. One się nie męczyły - a ja tak. Pech chciał, że potknąłem się o ten nieszczęsny korzeń drzewa, która jakby tylko czyhał, aby pomóc tym skubańcom mnie dopaść. Zanim zdążyłem się podnieść, jeden ze Szwendaczy podbiegł do mnie i zatopił splamione krwią kły z miękkiej szyi. Czułem jak kolejne rozrywają moje ciało na strzępy.

***

Teraz jest już cicho... spokojnie... i tak jakoś zbyt w porządku. Poruszam się wolnym krokiem, uporczywie próbując odnaleźć drogę do domu. Ale nigdzie się nie śpieszę. To już i tak nie ma sensu. Nawet jeżeli wrócę... czy ktokolwiek mnie rozpozna? Zmieniłem się, nie jestem taki jak kiedyś. Moje serce przestało bić dawno temu, tak samo jak ustał oddech. Trzeźwe myślenie zastąpiło wyraźne łaknienie i tylko to się teraz liczy. Razem z moimi pobratymcami czekamy na dzień, aż jakaś nieuważna istotka zabłądzi w Zgubnym Lesie Czasu, a my wreszcie napełnimy wiecznie spragnione krwi żołądki. Nie czuję zimna białego puchu okalającego okolicę, ani promieni słońca, delikatnie pieszczących zmysły. Radość oraz smutek to dla mnie obec uczucie. Nie pamiętam swojego ostatniego uśmiechu, ani przyjaciół: po prostu niczego. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś odzyskam życie na nowo, ponieważ na chwilę obecną tylko puste sny są w stanie utwierdzić mnie w przekonaniu, że w dalszym ciągu (chociażby odrobinę) jestem wilkiem, którym zawsze byłem. Codziennie patrzę w niebo i proszę je o cud, ale ono nigdy nie słucha. Może zapadnę w wieczny sen, aby już nigdy nie wyrządzić krzywdy niewinnym osobom?
Nie... pyszne, pożywne mózgi nie są warte tak wielkiego poświęcenia.

wtorek, 21 października 2014

Od Red'a - Event Halowen'owy

Wilk szedł żwawym krokiem w kierunku lasu, lub czegokolwiek na północnej stronie watahy. Minąwszy fioletowo-różowy wodospad, który "oblał" spojrzeniem, na którym widoczna byłą odraza. Począwszy od strumienia, który okalały chińskie wiśnie, do tego miejsca, czuł odrazę, która powiększała się z każdym krokiem. Nie było tu miejsca, które nie byłoby wesołe, różowe lub inne w takowym stylu. Szukał miejsca, gdzie ktoś wreszcie by go przestraszył, mógł się wyciszyć, bądź kogoś, po prostu - zabić, skrzywdzić. Jedynym dobrym dla niego rozwiązaniem było, zabicie choć jednej zwierzyny, zwierzątka - nawet motyla.
Po czasie, powiedzmy jakiejś godzinie, wilk zwolnił i szedł przez, Pola Silver Silence.. pierwsze miejsce, którego nie obdarował swoim pogardliwym spojrzeniem.
Usadowił się nad jednym ze strumieni, w cieniu. Wilcze, czerwone oczy lustrowały otoczenie, ale myśli odbiegały w głąb jego głowy. Uszy nieustannie poruszały się, wysłuchując najmniejszego szeptu.
Poczuł dreszcz, i lekkie drgania ziemi. Zdumiony obejrzał się wokoło siebie, jednak nic nie ujrzał. Zobaczył ciemność, bezgraniczną i nieskończoną - ciemność. Upadł.
Obudził się na kolorowej polanie, wokół niego błyskały kolorowe światła, jedne błękitnie i różowe (co o dziwo, podobały mu się), a drugie pomarańczowe. Ścieżki, wiły się praktycznie wszędzie.
Red wstał bardzo wolno, czuł obolałe nogi. Czyżby szedł tu tyle czasu? Nie przypominał sobie, tego. Wiedział, że leżał na polanie... Kiedy stał, oglądał otoczenie, najbliżej niego znajdowały się.. duchy jeleni, ale co jeszcze bardziej go zdumiało, to to, że kiedy podszedł do tafli wody, ujrzał siebie!
(Był człowiekiem) Na głowie widniał cylinder, a na plecach wisiała czarna peleryna. A w ręce miał...dynię! Taką jak dzieci, które chodzą zbierać cukierki na Haloween, a! Zapewne utknął w Halowwen'owej "krainie", ściągnął wieczko z dyni i wyciągnął będącą tam kartkę;
- Uzbieraj całą dynię cukierków, w wypuścimy Cię z tego (cudownego dla Nas) miejsca. - Odczytał i spojżał po sobie; "On, zbierający cukierki, aby wydostać się z jakiejś bajki?"
Jednak próby, które miały na zamiarze wrócić do dawnego miejsca, nie powiodły się.
- Jak mus, to mus - Prychnął i podszedł do pierwszego lepszego domu, zadzwonił dzwonkiem, a zza drzwi wyszła staruszka-duch.
- Znowu te natrętne dzieciaki, czego?! - "Warknęła" kobieta
- Cukierek, albo psikus?
- Oesu, masz - Mruknęła wrzucając garść cukierków do dyni.
* * *
Obudził się. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Ha! Wiedziałem, że to sen?! - Wykrzyknął i zdziwił się gdy zobaczył, dynię i doczepioną kartkę: "Mamy nadzieje, że to był udany "wieczór" w Lesie Przygód. Smacznych Cukierków!
- Ja się zabije, ale w sumie całkiem niezłe. - Mruknął zjadając pierwszego cukierka.

Dop. Autora: Tak się kończy przygoda Red'a w Lesie Przygód, mam nadzieję, że fajnie się czytało. :3

Od Libertas'a C.D Red'a

Niechętnie wyłoniłem się zza osłaniających mnie krzewów. Pomimo rzucającej się w oczy sierści, udało mi się przez dłuższy czas pozostać niezauważonym. Ponury wyraz pyska nieznajomego basiora sprawił, że sam nabrałem bojową postawę. Obcy obnażał długie, białe kły, ale nie zamierzałem się wycofywać. Patrzyłem mu prosto w oczy. Było w nich coś okropnego, demonicznego. Pusty wzrok bez emocji jak u porcelanowej lalki przebijał moją duszę na wskroś. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęliśmy zataczać kręgi wokół siebie. Tejmniczy osobnik z pewnością miał chęć na małą walkę. Ze względu na długie łapy, byłem od niego prawie o łeb wyższy. Jego silne, krępe, zbudowane jakby ze stali ciało było jednak zbyt powolne by mnie dogonić na wypadek, gdybym zdążył uciec. Krwistoczerwone oczy błysnęły, widząc odbicie martwego truchła spotkanego towarzysza.
- Śledziłeś mnie? - zapytał wkońcu, a głęboki, mocny głos rozbrzmiał w moich uszach.
- Przechodziłem obok, kiedy wyczułem dziwny zapach w krzakach. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej, ale z bezpiecznej odległości.
- I dlatego zmieniłeś kierunek wiatru, abym cię nie wyczuł? Zabawny jesteś. - zakpił basior, odwracając się do mnie zadem.
Też mi filozofia, każdy głupi potrafił rozpoznać Wilka Powietrza. Mają charakterystyczną budowę i futro osiane błękitnymi bądź białymi kropkami. Żywioł powietrza potrafi być równie zabójczy jak ogień czy woda, ale tornado niszczyło całą okolicę i zabija wszystko na swej drodze. Red jakby wiedział, że moje umiejętności są ograniczone ze wględu na tereny watahy, których nie mogłem zbeszcześcić. Warknąłem niedbale i ruszyłem przed siebie, nie mając ochoty na dalsze pogawędki z takim gburem. Co dziwne, tajemniczy basior ruszył na mną, przez co przyśpieszyłem z kłusu do galopu.

<Ktoś?>

poniedziałek, 20 października 2014

Od Hazuki C.D. Afuro

Siedziałam czyszcząc norę z resztek krwi Sary, która właśnie poszła rozprostować łapy, wtem usłyszałam blisko wyjście znajomy głos Afuro. Nie miałam ochoty na rozmowy, dlatego siedziałam w norze i nasłuchiwałam. "Co chcecie zrobić?", nikt nie odpowiedział. Od ataku prawie nic nie mówili, panowało dziwne napięcie, którego musiałam się pozbyć. Wstałam i wyszłam z nory.
- Sara zostanie i będzie odpoczywać, a wam radziła bym zrobić to samo.
Gdy Sara weszła do nory, nie patrząc na innych, pobiegłam do swojego legowiska.
Ten dzień był męczący i mam nadzieję, że nie popsuje relacji w watasze, pomyślałm leżąc na miękkiej skórze, gotowa do spania.

***
Minął tydzień od incydentu w lesie. Sara wróciła już do formy, choć trzyma się z dala od reszty. Wszyscy zdają się ją rozumieć i nie narzucają się. Moje dochodzenie, jak na razie, nie dało zbyt dużych efektów, ale nie przestaje szukać.

Od Red'a

Siedziałem na ławce, i przyglądam się bawiącym dzieciom..włosy spadały mi na oczy, a ciemny, dosyć długi płaszcz - dotykał ziemi. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, aczkolwiek kilka dzieci podeszło bliżej, jednak rodzice szybko je chwytali. "Szare, pozbawione sensu życie" - myślałem, gdy wreszcie nie miałem siły poprzyglądać się poruszanym przez wiatr huśtawką, wstałem i powolnym krokiem, ruszyłem w stronę lasu.
* * *
Cichy szmer, w krzakach oznajmił, że nie jestem sam. Wilcze ślady, odbijały się na błocie, a czasem brudziły w kałużach. Znudzony, stanąłem i czekałem, aż tajemnicza postać wyjdzie zza krzewów.

< Tajemnicza Osobo, Wilku? >

NOWY CZŁONEK!


Do watahy dołączył nowy wilk Red!

Od Lucky (jak dołączyła do watahy)

Podczas porannej wędrówki po mojej watasze przypadkiem odkryłam całkiem nową watahę Silent Darkness. Spotkałam przypadkowe wilki, a one popatrzyły na mnie z wrogością i powiedziały:
- kim ty jesteś i skąd się tu wzięłaś?! Nie lubimy tu obcych.
- Przybywam w pokoju, jestem Lucky. Czy moglibyście zaprowadzić mnie do Alfy? - zapytałam.
Z całego stada wyszedł największa wadera i powiedziała:
- Ja jestem Alfą. Czego u nas szukasz? - spytała
- Mogę dołączyć do waszej watahy? - zapytałam z niepewnością
-Oczywiście, chętnie cię przyjmiemy- odpowiedziała
I tak trafiłam do watahy

Od Afuro

Dopilnowałem, by ciała demonów spłonęły. Nie zostało z nich nic, oprócz garstki popiołu. Pozbyłem się wszystkiego co kojarzyło się z tymi bestiami. Odwróciłem się i chciałem pójść do reszty, ale zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie są. Pomyślałem chwilę. Gdybym nawet wiedział gdzie są, to prawdopodobnie zgubił bym się na rozległych terenach watahy.
- Afuro, pomyśl logicznie - powiedziałem do siebie - Sara była ranna. Reszta musiała ją zabrać do lecznicy. Lecznica jest na Polach Silver Silence.
"A jak tam trafić?" - jęknąłem w myślach
Jednak zaraz wpadłem na pomysł. Przecież to sam środek watahy!
Ruszyłem przed siebie, przekonany że idę w dobrą stronę...
***
Zapadał wieczór. Ja błąkałem się gdzieś w jakimś dziwnym miejscu. Było tak ciemno, że nie potrafiłem określić, czy to jakiś las, czy wodospad, czy jasinia. Musiałem to po prostu sprawdzić. Spojrzałem w niebo, z zamiarem ujrzenia gwiazd. Jednak tam była całkowita pustka. Nagle usłyszałem trzask i coś ciężkiego zwaliło mnie z nóg...
***
Otworzyłem oczy... Minęła chwila zanim dotarło do mnie co robię i gdzie jestem. Dookoła mnie ciągle panowała ciemność. Zaczął wiać nieprzyjemny, zimny wiatr... Atmosfera stała się dziwna. Wstałem. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem tego, co uderzyło mnie w głowę. Wyczułem pod łapami dziwne zagłębienia, jakby ktoś coś ciągnął, a to coś stawiało opór. Zaniepokoiłem się. Całkowicie straciłem orientację w terenie. Postanowiłem stworzyć ogień. Jeden płomyczek rozświetlił egipskie ciemności przynajmnej dookoła mnie. Jednak ciągle nie wiedziałem gdzie, albo w czym jestem. Przeszły mnie dreszcze. Było coraz zimniej. Dla rozgrzewki zacząłem biec przed siebie. Wiatr zdmuchnął już płomień. Nie wiem ile biegłem, ale w pewnym momencie poczułem pod łapami coś miękkiego, a zaraz potem runąłem na ziemię. Zorientowałem się, że znalazłem się w bajecznie wysokiej trawie. Widziałem teraz niebo, drzewa i rzeczkę! Zachwyt znikł, gdy zorientowałem się, że nie znam tego terenu. Hazuki mi go nie pokazała ani o nim nie wspomniała. Przez chwilę myślałem, że wydostałem się z terenów Watahy i znalazłem się gdzieś w znacznej odległości od niej. Nagle dookoła mnie zaczęły latać świetliki. Wyszedłem z wysokiej trawy. Zauważyłem małą rzeczkę, po brzegach rosły dziwne grzyby. Nigdy ich nie widziałem. Stadko zwierząt, bardzo podobnych do kozic, całe białe w szare albo czarne paski, przemknęło nad rzeką wielkimi susami. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Poczułem jak coś ciągnie mnie za uszy. Po chwili, niespodziewanie znalazłem się w centrum watahy. Byłem w szoku. Gdy w końcu dotarłem do lecznicy ucieszyłem się na widok znajomych. Byłem przekonany, że zwariowałem! Jednak gdy opowiedziałem moją historię, dowiedziałem się, że ten las, to Las Przygód.
- Musimy się tam jeszcze kiedyś wybrać! - powiedziałem, jednak umilkłem gdy zobaczyłem Sarę, z bandażami na szyi.
Zapadła niezręczna cisza. W końcu zapytałem:
- Co chcecie zrobić?

 <Ktoś?>

NOWY CZŁONEK!


Do watahy dołączyła nowa wadera Lucky!

sobota, 18 października 2014

NOWY EVENT!


"EVENT HALOWEEN 2014" rozpoczęty!

Odszedł.

Wilk Anuriti opuścił naszą watahę.

piątek, 17 października 2014

Od Hazuki

- Czekaj...
Już się podniosłam i chciałam iść, gdy z oddali dobiegł dziwny szelest, On jeszcze go nie słyszał, ale mój wyczulony słuch już wyłapał ten dziwny dźwięk, który nie wątpliwie zbliżał się w naszą stronę.

***

Po paru minutach na miejscu pojawił się Libertas i Victoria. On był przerażony, ale ona ledwo co stała na nogach.
- Pomocy... Sara... Niebezpieczeństwo! - wydukał Libertas
- Cicho - uciszyłam go.
Choć nie lubiłam tego robić wiedziałam, że żadne z nich nie jest w stanie konkretnie powiedzieć co się stało, a ich miny nie pozwalały mi czekać, aż się uspokoją. Wpierw zajrzałam do myśli Libertas'a, potem Victori.
"Cholera" wyszeptałam w myślach, gdy skończył się ostatni obraz widziany przez Victori'ę.
- Libertas zabierz mnie i Afuro do Sary, tylko szybko. Ty Victorio idź na polanę i przygotuj miejsce dla niej.

***

Przybyliśmy na miejsce, po drodze opowiedziałam w myślach o wszystkim Afuro, który już gotował się ze złości i był gotów do walki. Wybiegliśmy razem i zaatakowaliśmy napastników od tyłu. Przeciwnicy nie stawiali większego oporu, przeciw mi i Afuro, byli bez szans. Po rozprawieniu się z wrogami, kazałam Afuro spalić ich ciała i udałam się w stronę Sary. Wilczyca miała zakrwawioną szyję na której widniała dziwna obroża, wszędzie była krew, a Ona leżała nieprzytomna. Sprawdziłam jej puls i szepnęłam cicho: "Trzymaj się, zaraz Ci pomogę". Przywołałam Libertas'a, któremu przed walką kazałam ukryć się za drzewami, gdy spostrzegł nieprzytomną wilczycę stanął, a w jego oczach pojawił się niezwykły ból. Nie miałam zbyt dużo czasu, dlatego rozkazałam mu zabrać nas na pola, do głównej lecznicy.

 ***

Gdy dotarliśmy na miejsce, zastałam przygotowane przez Victorie miejsce w norze i od razu wzięłam się za opatrywanie Sary. Wypędziłam wszystkie wilki z nory, bym mogła się lepiej skupić. Nakładając bandarze i oczyszczejąc razy myślałam o Afuro, który pozostał by dopilnować palących się ciał. O Libertas'ie, który bardzo przeżywał fakt, że nie był zdolny pomóc Sarze i o przerażonej minie Victorii. Dlaczego zaatakowali Sarę? Nie myśląc dłużej wtargnęłam do umysłu niepzytomnej wilczycy i zobaczyłam wszystko... bół... strach... zło. Nigdy nikomu nie powiem co widziałam i dopóki Sara się nie wybudzi nikt nie pozna prawdy, ale jak tylko opatrzę wilczycę, wyruszę dowiedzieć się o "nich" i pomszczę się za krzywdy wyrządzone mojej przyjaciółce.

< Ktoś? przypływ weny twórczej, nie gniewajcie się za ilość ;) >

Od Afuro C.D Hazuki

- Bardzo miło spędziłem z tobą czas - powiedziałem, podnosząc się na łapach
Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie.
- Jak znam życie, już dawno zgubiłbym się w pierwszym większym miejscu - zakpiłem z siebie - Bardzo dziękuję.
Zapanowała cisza...
- Może odwdzięczę się, jeśli cię odprowadzę? - zagadnąłem - Przynajmniej sprubóję?

<Hazuki?>

Od Libertas'a C.D. Victorii

- Jaką ucieczkę? Nie chcę uciekać! Potrzebuję pomocy Afuro i Hazuki!
Dziwiłem się, że mimo swojego słuchu nietoperza, alfa nie zdołała usłyszeć przeraźliwych krzyków.
- Nie wrzeszcz tak, bo zaraz nas złapią i nikogo nie uratujesz.
- Masz rację, przepraszam. - zrobiłem wdech i wydech, zupełnie jak w szkole rodzenia.
- Zdoła im uciec, ale nie będzie w najlepszym stanie. - rzekła wadera, wciąż będąc zamyślonym.
Dobrze, że Hazuki zdążyła mnie poinformować o jej umiejętności przewidywania przyszłości, bo teraz byłbym jeszcze bardziej przerażony niż obecnie. Zanim Victoria otworzyła oczy, zdążyłem już wykonać mnóstwo kółek naokoło jej osoby, gorączkowo próbując wymyślić jakieś rozwiązanie. Nie chciałem by Sara zginęła tylko dlatego, że moje ciało jest zbyt marne do walki. Smukła sylwetka, długi ogon oraz wiecznie wyciągnięte pazury czyniły ze mnie idealnego Łowcę, ale w żadnym wypadku wojownika. Przeklnąłem ponownie sam siebie i zrezygnowany usiadłem na ziemi, spuszczając bezsilnie łeb. Moja nastoletnia towarzyszka (bo dorosłą jej nazwać nie mogłem) podeszła do mnie i położyła mi łapę na ramieniu.
- Hej, nie smuć się. Hazuki z pewnością odnajdzie jakieś rozwiązanie.
- Gdybym tylko wiedział, gdzie może być...
Wilczyca zamyśliła się na chwilę, a potem wstała jak poparzona.
- Wodospad Cheri! Wspominała mi, że lubi przesiadywać w tymże miejscu.
- Dziewczyno, jesteś genialna! - o mało nie posiadałem się z radości, uściskałem Victorię mocno.
- Tylko jak my się tam dostaniemy? To zupełnie po drugiej stronie terenów watahy.
- Zostaw to mnie. Mam nadzieję, że nie boisz się wysokości.
Złapałem ją za brzuch i uniosłem się ponad ziemię. Oszołomiona wadera pisnęła niczym szczeniak, a ja z trudem opanowałem się właśnie od parsknięcia śmiechem.
Ruszyłem w wyznaczonym kierunku, a Vicky wciąż przekazywała mi niezbędne informacje o stanie Sary.

<Hazuki?>

czwartek, 16 października 2014

Od Victorii C.D Libertas'a

Pomrugałam chwilę powiekami ponieważ grudki ziemi po upadku na ziemię dostały mi się do oczu. W pewniej chwili popatrzyłam przed siebie i ujrzałam przed sobą szarego basiora, część jego futra pokrywały jasno niebieskie kropki. Patrząc na niego usłyszałam trzaski gałęzi, byłam trochę zdezorientowana tą całą sytuacją.
- Proszę pomóż mi! Ludzie...! Sara... Afuro... - Powiedział przerażony, że chyba sam nie wiedział co mówi.
- Ale w czym dokładnie mam Ci pomóc ? - Spytałam dysząc jakbym co najmniej przebiegła ze sto mil.
- No... Yyyy.. - Zaczął się zastanawiać nad tym co powiedzieć i od czego zacząć.
 Wpatrywałam się w niego coraz bardziej, gdy usłyszałam sapanie.
- Cicho.. - Powiedziałam i zamknęłam oczy - Zaraz stąd pójdą i będziemy mieć szansę na ucieczkę.

< Libertas ? >

Od Libertas'a C.D. Victorii

Docierając do Jaskini Heiwa byłem pewien, że zastanę Hazuki bądź Anuriti'ego, ale zasmuciłem się nieco, kiedy nie spostrzegłem tam żadnego z towarzyszy. Lekko zawiedziony zamoczyłem łapy w lazurowej wodzie. Teren jaki zdołałem dzisiaj pokonać był niezwykle rozległy, poduszeczki łap płonęły żywym ogniem. Warknąłem z bólu, ale i złości, że zwykłe bieganie zdołało mnie tak zmęczyć. Łyknąłem trochę świeżej wody, pijąc niezwykle łapczywie. Zeszłej nocy nie spałem zbyt dobrze. Nadmiar emocji nie pozwolił mi dostatecznie wypocząć co teraz zbierało swe żniwa. Od alfy dowiedziałem się także, że do gromady dołączył ktoś jeszcze, a ja bardzo chciałem ją poznać. Przekraczając sklepienie jaskini znów ujrzałem piękne, błękitne niebo pozbawione chmur. Krzyki i wycie niosły się z moim żywiołem: wiatrem. Jeden z nich brzmiał niezwykle znajomo, a inne niczym wycie czartów z najgłębszych otchłani piekieł. Postanowiłem udać się do miejsca z którego pochodziły. Po chwili zorientowałem się, że niepokojące dźwięki dochodzą z miejsca, gdzie rozstałem się z Sarą. Przeszył mnie strach, a wyobraźnia zaczęła tworzyć przerażające scenariusze. Docierając do celu, ledwie wynurzyłem nos zza pagórka, a moje serce zaczęło walić jak młotem. Medyk w opałach! Nawet w ludzkiej postaci czy w jakiejkolwiek innej rozpoznałbym jej głos. Niestety, moje moce nie były wystarczająco silne aby powalić tak masywnych facetów. No dobra, przyznam szczerze, że byłem stworzony do biegu oraz tropienia, a nie walki! Potrzebowałem Przywódcy wojowników - teraz tylko Afuro mógł mi tutaj pomóc, a ja musiałem go odnaleźć jak najszybciej. Już nawet nie patrzyłem gdzie biegnę, po prostu pędziłem przed siebie, omotany przerażeniem. Pech chciał, że zderzyłem się z tajemniczym obiektem i runąłem jak długi na ziemię.
- Szlag! - przeklnąłem pod nosem, a potem uniosłem łeb.
Naprzeciwko mnie leżała młoda wilczyca o kremowym futrze z białą częścią pokrywającą brzuch oraz pysk. Sama była z lekka zdezorientowana uderzeniem.
- Proszę pomóż mi! Ludzie...! Sara... Afuro... - byłem tak przerażony, że sam nie wiedziałem co mówię.

<Victoria?>

Od Hazuki C.D Afuro

- Czemu? Nie wiem, jest taki od kiedy pamiętam. To dziwaczny las - uśmiechnełam się.
Leżeliśmy przez chwilę, rzeka szumiała, a las cichł przed nocą.
- Chyba musimy się już zbierać zaraz się ściemni i wychłodzi. 
- Chyba tak, choć nie wiem jak ja się podniosę na tych obolałych łapach.
- Dziś to dopiero początek przez jutrzejsze zakwasy nie ruszysz się z legowiska.
Zaczełam cicho chichotać, wstałam i spróbowałam się utrzymać na moich zdrętwiałych kończynach.
"Ja chyba też, jutro odpuszczę sobie spacery", pomyślałam.

<Afuro?>

Od Victorii

Był piękny poranek, słońce świeciło, a za mną było słychać tylko śpiew ptaków. Trawa pokryta była rosą, wstałam z niej i ruszyłam polną drogą w stronę lasu. Podziwiałam tą piękną złotą jesień ponieważ w głębi serca czułam, że dziś wydarzy się coś niezwykłego. Cieszyłam się dziś ze wszystkiego, lecz za każdym razem, gdy usłyszałam najdrobniejszy szelest nagle moje emocje gasły i nie można było po mnie poznać co w danej chwili czułam.
Koło mnie przebiegło stado jeleni, ale ja nie byłam głodna. O dziwo miałam ochotę się tylko im przyglądać, nagle usłyszałam trzask gałęzi. Odwróciłam się gwałtownie w tamtym kierunku i w oddali ujrzałam smukłe sylwetki, były to wilki. Zakradłam się trochę bliżej i zaczęłam je obserwować. Na moje nieszczęście za mną jelenie w biegu łamały gałęzie co zwróciło uwagę wilków. Cofnęłam się trochę, ale wpadłam na wilka. Leżąc na plecach przyglądałam mu się.

< Ktokolwiek ? >

Od Afuro C.D Hazuki

- Hm... - zastanowiłem się chwilę - To bardzo trudne pytanie... Korzenie Chinmoku i las Kondo mnie chyba najbardziej zainteresowały. Ale tu też jest ładnie - pociągnąłem wzrokiem po drzewach - wogóle wszędzie jest przepięknie - uśmiechnąłem się
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, słuchając szumu wody.
- O co chodzi z lasem Aka? - zapytałem w końcu, pamiętając nurtujące mnie pytanie - Czemu jest... taki jaki jest?

 <Hazuki>

Od Sary

Ruszyłam w kierunku swojej jaskini. Po drodze zebrałam resztę składników na "syrop". a konkretnie na eliksir zdrowia. Chyba nietrudno się domyślić jakimi właściwościami cechuje się takowa mikstura. Sama nazwa mówi, że po wypiciu jej wszelkie rany, choroby znikną. Ciężko jest ją zrobić i ciężko jest zdobyć odpowiednie zioła, ale dzięki Libertas'owi zdobyłam ostatni składnik.
Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam nucić piosenkę.

***

Na mojej drodze stanęło dwóch mężczyzn z paralizatorami i pistoletami w rękach.
Zrzuciłam torbę, po czym przybrałam ludzką postać.
Długie, szkarłatne włosy otoczyły moją szczupłą, bladą twarz o krwistoczerwonych oczach. Na szyi ukazał się tatuaż, który przedstawiał smoka. Sierść przeobraziła się w czarną sukienkę typu lolita, a w dłoni zmaterializowała się ogromna, amarantowo-czarna kosa.
- Odejdźcie, a nic wam nie zrobię - powiedziałam spokojnie.
- Umieraj! Bestio! - krzyknął jeden z mężczyzn i rzucił we mnie łańcuchami, które zacisnęły się na mojej szyi.
Po chwili na całej "smyczy" zaczęły tańczyć ładunki elektryczne, które dotarły do dłoni mężczyzny. Puścił łańcuch, a ja szybkim ruchem chwyciłam za kosę i spowodowałam głęboką ranę na brzuchu napastnika.
- Potwór! Bestia! - człowiek zaczął się przeobrażać w... demona!
- Nie jesteście ludźmi, ale szata... - nie zdążyłam dokończyć zdania, albowiem drugi demon przysunął do mojego gardła katanę z czaszką na rękojeści.

<Ktoś uratuje?>

środa, 15 października 2014

Od Hazuki C.D Afuro

- Świetnie pozwiedzam z tobą - zaproponowałam uśmiechnięta.
***
Zwiedziliśmy cały teren tak, że pod koniec dnia nogi same się pod nami uginały, Anuriti odłączył się od nas po drodze, więc zwiedzaliśmy już tylko we dwoje. Całą naszą wędrówkę zakończyliśmy przy wodospadach Cheri, ponieważ to było moje ulubione miejsce. Padłam zmęczona na trawie, nogi miałam z waty i byłam strasznie zmęczona. Afuro nawet specjalnie na mnie nie patrzył tylko rzucił się na ziemię jak kłoda i leżał.
- No to poznałeś już całe tereny watahy. Podobało się? 
Afuro podniósł lekko głowę i wydyszał.
- Nie wiedziałem, że teren jest tak rozległy.
Zaśmiałam się, a on znowu ułożył głowę na ziemi.
- To moje ulubione miejsce, wiesz? Jest tu spokojnie, a drzewka wiśni tak pięknie kwitną. Przychodzę tutaj zawszę: jak chcę odpocząć, pomyśleć, poprostu zawsze. A tobie jakie miejsce się najbardziej podoba?

<Afuro?>

Od Libertas'a

- Postaram się, ale jestem prawie pewien, że tak. - uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła gest.
Powąchałem czarny kwiat, a później ruszyłem w szalonym pościgu za swoją "zdobyczą" ze świeżym zapachem w pamięci. Od razu skierowałem się pod magiczny Wodospad Ai, w którym miałem nadzieję odnaleźć poszukiwaną różę. Mieniąca się wszystkimi odcieniami różu, nieskazitelna woda opadała z hukiem na ogromne skały. Szum strumienia płunącego tuż obok delikatnie koił moje myśli i pozwolił oderwać myśli od dawno nękających mnie wspomnień. Poczułem dziwne mrowienie przy skroniach, jakby ktoś próbował wedrzeć mi się do głowy. Odrwacając się z prędkością błyskawicy, kątem oka dostrzegłem wilka o kremowym futrze. Tajemniczy towarzysz czym prędzej schował się za skałami.
- Kto tam jest? - krzyknąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Pomyślałem, że pewnie mam jakieś przywidzenia, albo to był zwyczajny jeleń. Byłem jednak zbyt pochłonięty poszukiwaniami, aby myśleć teraz o jedzeniu. Kontynuowałem swoją małą misję, ale niczego nie znalazłem, pomimo, że okolica pełna była najróżniejszych gatunków rośli oraz kwiatów. Następny na mojej liście okazał się być Las Czasu - piękne miejsce, owiane nutką tajemnicy, wzbudzające respekt. Lekkie powiewy wiatru pieściły moje ciało, uwielbiałem zatracać się w specyficznej melodii tego miejsca. Zamknąłem na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech. Wtem wśród drzew, przy korzeniach jednego z drzew dostrzegłem małą roślinkę, czarną jak noc. Białe paski przecinały pokolei wszystkie płatki róży. Moja radość była nieopisana, bardzo się cieszyłem, że pomogę Sarze w zbiorach. Ostrożnie oderwałem kwiat, który słynąc z wyjątkowo ostrych i licznych kolców, poranił moje wargi. Ale nie przejąłem się, tylko czym prędzej udałem się w drogę powrotną, wykonując długie susy. Kiedy Główny Medyk mnie zobaczył, był bardzo zadowolony.
- Świetnie się spisałeś! Dziękuje, Libertas! - rzekła uradowana, a ja oddałem jej znalezisko.
- Drobiazg. Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebowała - zawyj, a natychmiast się zjawię.
Pomachałem waderze ogonem na pożegnanie, a później nie chcąc przeszkadzać Sarze w przygotowywaniu wywaru z ziół, ruszyłem w stronę pozostałych członków watahy.

<ktoś?>