Duch wyciągnął sztylet, uniósł dłoń i... Ręka zawisła w powietrzu. Patrzył się na mnie wzrokiem pełnym złości, lecz po chwili wściekłość przerodziła się w przerażenie.
- Ładnie to tak? Żywić się cudzym cierpieniem? - powstałam i spojrzałam na zjawę.
- C-co to ma być? - wyjąkał.
- A taka sobie sztuczka - uśmiechnęłam się szyderczo i skinęłam głową. Ręka demona wraz ze sztyletem przysunęła się do gardła.
- Prz-przestań - załkał.
- Tartar zaczyna mnie już trochę irytować, tak samo jak i ty, ale nie zabiję cię, gdyż nie mam powodu - powiedziałam oschle głosem pełnym ignorancji na cudze uczucia.
- Dziękuję - upadł na kolana.
- Tchórz - mruknęłam. Męczennik tylko spojrzał na mnie ze strachem w oczach i zniknął w cieniu. Ostatnimi słowami jakie usłyszałam były ciche szepty, z których dawało się wyłapać słowo "noroi", co oznacza po japońsku klątwa.
- Noroi, ładnie - moje kąciki ust uniosły się nieznacznie do góry, aby po chwili zapaść w długowieczną powagę, a długowieczną w moim przypadku oznacza aż znudzi mi się postawa "buraka".
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz