Mimo niewyobrażalnego gorąca skóra wciąż jeżyła mi się na plecach. Wilki powietrza zawsze trzymały się z dala od ognia, a tym bardziej płynnej magmy. Zabójcza ciecz wytapiała kolejne skały, by ostatecznie przetopić je na wylot i zamienić w strużki trujących oparów.
- Patrzcie tam! - rzekł niespodziewanie Red, wskazując łbem na kolejny, tajemniczy cień czający się niedopodal.
Pluły ogniem wściekłe, piekielne czarty. Nie wiadomo czym były: Dziećmi samego Lucyfera? Nasieniem Demonów? Czy może czymś jeszcze bardziej odrażającym? Afuro oraz Red nie mieli się czego obawiać - płomienie nie wyrządziłyby im żadnej szkody. Co innego pozostali, wliczając w to mnie. Wobec tego niszczycielskiego żywiołu byliśmy bezsilni, a czytanie w myślach czy doskonały słuch na nic by się nie zdały gdyby doszło do poważnego oparzenia. Maszerowaliśmy dalej, a w zasięgu wzroku znajdowały się tylko rozgrzane do czerwoności głazy. Cieni pojawiało się coraz więcej, a także o wiele częściej niż przedtem.
- Nie bój się, Vicky. - zażartowałem. - Jeżeli jakiś potwór będzie chciał cię zjeść, obiecuję, że go odpędzę.
- Daruj sobie, Libertas. Nie mam już 6 miesięcy. - odparła nerwowym tonem.
Śmieszyło mnie, kiedy była zła. Jej głos stawał się wtedy o dwa tony wyższy, a przez wyjątkowo młody wiek brzmiało to wprost genialnie. Inaczej nie potrafiłem rozładować napiętej atmosfery. Wszyscy szli z dziwnym wyrazem pyska, jakby na obiad trafił im się bardzo stary jeleń.
- Przestań się śmiać jak idiota, bo kiedy naprawdę przyjdą demony, rzucę cię im w cholerę na pożarcie. - warknął Przywódca Zabójców.
On nigdy nie miał nastroju, o dobrym humorze nie wspominając. Czasami miałem taki okres, że dokuczałem agresorom ze swego otoczenia i naprawdę potrafiłem być bardzo denerwujący. Jednakże sam tego nie zauważałem, a drażnienie wilków takich jak Red sprawiało mi dużo radości. Zacząłem tykać go w ramię, a widząc, że ten szybko traci cierpliwość, zdwoiłem je.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a połamię ci wszystkie kości i spalę na popiół. - krzyknął, ale tym razem wkroczyła Hazuki.
- Jeżeli się zaraz nie uspokoicie to możecie wracać do jaskini, a z poszukiwań jelenia nici. czy to jasne?!
- Tak... - mruknęliśmy oboje bez zbędnego marudzenia.
Kontynuowaliśmy wspólną przygodę. Różniły nas skrajnie podzielności charakterów, ale nasza grupa zgrywała się ze sobą niczym w najlepszym zegarku. Wskazówki ustawione idealnie na kierunek: jak najdalej w głąb piekła. Tak więc krok w krok, brat z bratem dążyliśmy uparcie do wciąż nieznanego nam celu.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz