niedziela, 9 listopada 2014

Od Libertas'a C.D Sawyer'a

Rozmawiałem z nowym członkiem watahy jeszcze długi czas. Okazał się być naprawdę sympatycznym wilkiem i mimo tytułu zabójcy wcale nie wykazywał tak wielkich popędów do bójek jak Red. Najbardziej zaciekawiło mnie jednak jego brak potrzeby zażywania snu.
- To znaczy, że... nie wiesz jak to jest śnić? - zapytałem trochę z niedowierzaniem. 
Przecież nawet najbardziej odporny wojownik mógł polec bez choćby niewielkiej ilości snu.
- Niezupełnie. Widzisz... jako małe szczenie spałem tak jak każde inne, żywe stworzenie na tym świecie. To się stało podczas mojej samotnej wędrówki po górach. Spotkałem tam tajemniczego wilka. Basior w sędziwym wieku, futro miał już niezwykle siwe i oczy opanowało zaawansowane stadium zaćmy. Pomimo swoich wad wzbudzał olbrzymi respekt. Stanąłem jak wryty czując jak moje ciało ogarnia dziwne uczucie przerażenia przed którym nie było ucieczki. Powiedział, że zdradzi mi tajemnicę niezwyciężonych wilków sprzed setek lat. Wtem dowiedziałem się, że była nią właśnie bezsenność i duszenie bez pomocy dotyku. Zaprowadził mnie do swojej jaskini i napoił jakimiś dziwnymi eliksirami. Do dzisiaj nie wiem kim był: Szamanem? Znachorem? A może Medykiem? Oddałbym wszystko żeby się dowiedzieć chociaż podstawowych informacji na jego temat. - Sawyer westchnął głośno i posmutniał.
Nie odezwałem się ani słowem. Ta historia brzmiała nieprawdopodobnie, a ja nie chciałem przerywać swemu rozmówcy. 
- Po wypiciu płynów o nieznanym składzie oraz pochodzeniu kazał mi się skupić. - kontynuował - Spełniałem każdą jego prośbę nawet nie próbując zaprotestować. Niespodziewanie gdy się obudziłem następnego dnia, tajemniczy staruszek zniknął, a ja sam znajdowałem na pustyni usianej białym śniegiem aż po horyzont. Przez moment pomyślałem nawet, że owy basior miał władzę nad czasem. Mógł zrobić ze mną co chciał, lecz nie czułem gniewu ani tym bardziej pragnienia zemsty. Po dwóch dniach dotarłem do swojej watahy, która odkrywając moje nowe zdolności zaczęła się panicznie bać. W ślad na nimi podążyło całe stało. Nawet alfa patrzyła na mą osobę ze strachem w oczach. Przez przypadek o mało nie udusiłem kolegi i dlatego postanowiono wypędzić mnie z gromady. 
- Tam skąd pochodzę uczono mnie, że wszystkie 4 żywioły powinny stanowić jedność, harmonię. Przed tysiącami lat starożytne plemię Inków, od których wywodzi się mój ród postanowił wybudować wioskę na czubku najwyższej góry do której tylko powietrzne wilki miałyby dostęp. Mój mistrz zwykł mówić: "Jesteś wolny dopóty, dopóki więzienne kraty nie uwiężą twej duszy i ciała". Woda i ziemia od zawsze współpracowały z powietrzem. Niestety, plemię ognia był nie do okiełznania. Dzicy, wściekli, agresywni...
- I jacy jeszcze? - usłyszałem rozgniewany głos za sobą.
Odwróciłem się i ujrzałem Red'a razem z Afuro. Nie wyglądali na zadowolonych.
- Uważasz, że ogień sieje jedynie spustoszenie? Myślisz, że wilki ognia to bezmyślne istoty łaknące jedynie krwi i cierpienia? 
Takeru był wyraźnie oburzony tym co przed chwilą usłyszał.
- Tego nie powiedziałem. - odparłem zgodnie z prawdą.
- Ale ten twój mistrz tak mówił. - warknął Przywódca Zabójców, patrząc na mnie jak na przyszłą ofiarę.
- Spokojnie, panowie. Opowiadał mi jedynie historię swojego plemienia. Nie powinniście sobie traktować tego tak osobiście.
Sawyer starał się rozluźnić napiętą atmosferę, ale basior z krwistoczerwonymi ślepiami nie zamierzał odpuścić. Nikt nie zamierzał się z nim awanturować, ale on już niestety taki był. Agresja wręcz się w niego wylewała, a czasami nie mogąc znaleźć ujścia posuwał się do naprawdę absurdalnych czynów. 
Od samego początku wiedziałem, że pojedynek pomiędzy Red'em a Sawyer'em pozostaje nieunikniony. Chociaż "Pan Ognia" wcale nie dążył do władzy chciał wyraźnie pokazać kto tutaj rządzi. 


<Ktoś? Wykażcie się, poeci c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz