- Ja... n- nie wiem... - rzekłem, ale mój głos był słaby i jakby wyciszony.
Prawda była taka, że czułem się okropnie. Zupełnie opuściły mnie wszystkie siły. Wcześniej byłem zbyt zestresowany, aby pojąć co tak naprawde się ze mną dzieje. Nie chciałem się przyznawać, że w obawie o życie Sary nie spałem dobrych parę nocy. Nie tykałem też żadnego jedzenia, które Red przynosił z polowań. Rozmawiałem o tym z Victorią, ale ona nie zna się na lecznictwie i nie mogła stwierdzić co mi dolega.
- Jesteś pewien? Może powinnam cię obejrzeć.
- Nie trzeba. Wszystko gra. - powiedziałem, a przynajmniej starałem się, aby brzmiało to pewnie.
Ruszyłem przed siebie, ale nogi uginały się pode mną z każdym kolejnym krokiem. Zorientowawszy się, że dalsze próby nie mają sensu, usiadłem na trawie, unosząc łeb do góry. <nic ci nie jest, to tylko zmęczenie> - starałem się wmówić samemu sobie.
Niestety, było coraz gorzej: kręciło mi się w głowie, miałem nudności i czułem się strasznie senny. Po chwili dopadł mnie potworny atak kaszlu. Dopiero gdy zorientowałem się, że ksztuszę się własną krwią, Sara postanowiła zainterweniować.
- Połóż się natychmiast! - krzyknęła w panice, ale ja jej nie usłyszałem.
Być może spełniłbym jej prośbę, ale zanim dokończyła zdanie, padłem bezwładnie na ziemię. Victoria starała się mnie wybudzić: potrząsała, wołała - nic nie pomagało.
Medyk podszedł do mnie i przyłożył łeb do mojej piersi. Wciąż oddychałem. Kremowa wadera popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach.
- Nie martw się. - zapewniła Sara. - Nic mu nie będzie.
<Sara/Victoria?>
Prawda była taka, że czułem się okropnie. Zupełnie opuściły mnie wszystkie siły. Wcześniej byłem zbyt zestresowany, aby pojąć co tak naprawde się ze mną dzieje. Nie chciałem się przyznawać, że w obawie o życie Sary nie spałem dobrych parę nocy. Nie tykałem też żadnego jedzenia, które Red przynosił z polowań. Rozmawiałem o tym z Victorią, ale ona nie zna się na lecznictwie i nie mogła stwierdzić co mi dolega.
- Jesteś pewien? Może powinnam cię obejrzeć.
- Nie trzeba. Wszystko gra. - powiedziałem, a przynajmniej starałem się, aby brzmiało to pewnie.
Ruszyłem przed siebie, ale nogi uginały się pode mną z każdym kolejnym krokiem. Zorientowawszy się, że dalsze próby nie mają sensu, usiadłem na trawie, unosząc łeb do góry. <nic ci nie jest, to tylko zmęczenie> - starałem się wmówić samemu sobie.
Niestety, było coraz gorzej: kręciło mi się w głowie, miałem nudności i czułem się strasznie senny. Po chwili dopadł mnie potworny atak kaszlu. Dopiero gdy zorientowałem się, że ksztuszę się własną krwią, Sara postanowiła zainterweniować.
- Połóż się natychmiast! - krzyknęła w panice, ale ja jej nie usłyszałem.
Być może spełniłbym jej prośbę, ale zanim dokończyła zdanie, padłem bezwładnie na ziemię. Victoria starała się mnie wybudzić: potrząsała, wołała - nic nie pomagało.
Medyk podszedł do mnie i przyłożył łeb do mojej piersi. Wciąż oddychałem. Kremowa wadera popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach.
- Nie martw się. - zapewniła Sara. - Nic mu nie będzie.
<Sara/Victoria?>