- Błyskotliwy jesteś. - odparłem, wyłaniając się zza krzaków.
Porządnej budowy, muskularne ciało basiora było zaledwie o parę centymetrów niższe od mojego. Potężne zbudowane łopatki i wielkie, szerokie przednie łapy nadawały mu wygląd prawdziwego wojownika. Czarna sierść na głowie tworzyła wokół oczu swoistą maskę, a białe uszy i jasna kropka na czole wsprawiały, iż przypominał prawdziwego wilka Yin-Yang. Na długości żeber pokrytych ciemnym włosiem rozciągał się znak rozpoznawczy samca: czerwony, zataczający spiralę okrąg z otaczającymi go kropkami. Nie miałem pojęcia jaką funkcję posiadał owy wzór. Czerwony blask bijący od krwawych ślepii nieznajomego wyglądał niezywkle znajomo. Nawet spojrzenia miał podobne do Red'a.
- Co mi się tak przyglądasz? Zakochałeś się? - prychnął z ironicznym uśmiechem.
- Zabawny jesteś. - westchnąłem. - Gdyby tak było to chyba wolałbym już bardziej wskoczyć do wulkanu.- odparłem bez emocji.
- Nie bądź jak baba. - szturchnął mnie w ramię. - Masz jakieś imię?
- Oh, czy to możliwe, że z ust kogoś takiego jak ty wydobyły się słowa inne niż obraza?
- Przestań kłapać bez sensu, bo zaraz się rozmyślę. Mów, pókim dobry i chętny do rozmowy.
- Libertas. A "pan"? - ostatnie słowo wymówiłem z ironią.
- Nie zdradzam swego imienia byle komu. - zaśmiał się z zadowoleniem i odrwócił łeb w innym kierunku.
- Cóż... będę musiał obejść się bez tej niebędnej jak dla mnie wiedzy. - powiedziałem zirytowany.
Już miałem odejść, ale ten zatrzymał mnie pytaniem:
- Już uciekasz? A dokąd? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Jak najdalej od ciebie. - rzuciłem szybko nawet na niego nie spoglądając.
Słysząc jak idzie za mną przewróciłem oczami, a następnie westchnąłem cicho. Demoniczny basior niespodziewanie zagrodził mi drogę. - No dobra, niech ci będzie. Jestem Rouge i szukam Red'a. Wiem, że jesteś z nim w watasze. Chcę, abyś mnie do niego zaprowadził.
- Dlaczego miałbym wypełniać zachcianki jakiegoś...
- Zrób co mówię! Moja cierpliwość szybko się kończy! Szukam swojego brata już przez przeklęty rok!
- To bardzo wzruszające. Może bym ci pomógł gdybyś nie zachowywał się jak skończony debil.
Rouge nabrał powietrza w płuca i po chwili bezgłośnie wypuścił. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony, że ktoś stawia mu opór. Wiedziałem, że aż cały gotuje ze złości - do tego właśnie dążyłem. Denerwował się tak samo szybko jak Red, co do tego nie miałem wątpliwości i w jakiś niewytłumaczalny sposób bawiła mnie owa sytuacja.
- Dobra, zróbmy tak: ty zaprowadzisz mnie do brata, a ja nie odezwę się ani słowem przez całą drogę. Pasuje?
Pokiwałem łbem z aprobatą.
<Red?>
Porządnej budowy, muskularne ciało basiora było zaledwie o parę centymetrów niższe od mojego. Potężne zbudowane łopatki i wielkie, szerokie przednie łapy nadawały mu wygląd prawdziwego wojownika. Czarna sierść na głowie tworzyła wokół oczu swoistą maskę, a białe uszy i jasna kropka na czole wsprawiały, iż przypominał prawdziwego wilka Yin-Yang. Na długości żeber pokrytych ciemnym włosiem rozciągał się znak rozpoznawczy samca: czerwony, zataczający spiralę okrąg z otaczającymi go kropkami. Nie miałem pojęcia jaką funkcję posiadał owy wzór. Czerwony blask bijący od krwawych ślepii nieznajomego wyglądał niezywkle znajomo. Nawet spojrzenia miał podobne do Red'a.
- Co mi się tak przyglądasz? Zakochałeś się? - prychnął z ironicznym uśmiechem.
- Zabawny jesteś. - westchnąłem. - Gdyby tak było to chyba wolałbym już bardziej wskoczyć do wulkanu.- odparłem bez emocji.
- Nie bądź jak baba. - szturchnął mnie w ramię. - Masz jakieś imię?
- Oh, czy to możliwe, że z ust kogoś takiego jak ty wydobyły się słowa inne niż obraza?
- Przestań kłapać bez sensu, bo zaraz się rozmyślę. Mów, pókim dobry i chętny do rozmowy.
- Libertas. A "pan"? - ostatnie słowo wymówiłem z ironią.
- Nie zdradzam swego imienia byle komu. - zaśmiał się z zadowoleniem i odrwócił łeb w innym kierunku.
- Cóż... będę musiał obejść się bez tej niebędnej jak dla mnie wiedzy. - powiedziałem zirytowany.
Już miałem odejść, ale ten zatrzymał mnie pytaniem:
- Już uciekasz? A dokąd? - zapytał, podchodząc bliżej.
- Jak najdalej od ciebie. - rzuciłem szybko nawet na niego nie spoglądając.
Słysząc jak idzie za mną przewróciłem oczami, a następnie westchnąłem cicho. Demoniczny basior niespodziewanie zagrodził mi drogę. - No dobra, niech ci będzie. Jestem Rouge i szukam Red'a. Wiem, że jesteś z nim w watasze. Chcę, abyś mnie do niego zaprowadził.
- Dlaczego miałbym wypełniać zachcianki jakiegoś...
- Zrób co mówię! Moja cierpliwość szybko się kończy! Szukam swojego brata już przez przeklęty rok!
- To bardzo wzruszające. Może bym ci pomógł gdybyś nie zachowywał się jak skończony debil.
Rouge nabrał powietrza w płuca i po chwili bezgłośnie wypuścił. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony, że ktoś stawia mu opór. Wiedziałem, że aż cały gotuje ze złości - do tego właśnie dążyłem. Denerwował się tak samo szybko jak Red, co do tego nie miałem wątpliwości i w jakiś niewytłumaczalny sposób bawiła mnie owa sytuacja.
- Dobra, zróbmy tak: ty zaprowadzisz mnie do brata, a ja nie odezwę się ani słowem przez całą drogę. Pasuje?
Pokiwałem łbem z aprobatą.
<Red?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz