Strony

sobota, 25 października 2014

Od Libertas'a C.D Sary

- Ja... n- nie wiem... - rzekłem, ale mój głos był słaby i jakby wyciszony.
Prawda była taka, że czułem się okropnie. Zupełnie opuściły mnie wszystkie siły. Wcześniej byłem zbyt zestresowany, aby pojąć co tak naprawde się ze mną dzieje. Nie chciałem się przyznawać, że w obawie o życie Sary nie spałem dobrych parę nocy. Nie tykałem też żadnego jedzenia, które Red przynosił z polowań. Rozmawiałem o tym z Victorią, ale ona nie zna się na lecznictwie i nie mogła stwierdzić co mi dolega.
- Jesteś pewien? Może powinnam cię obejrzeć.
- Nie trzeba. Wszystko gra. - powiedziałem, a przynajmniej starałem się, aby brzmiało to pewnie.
Ruszyłem przed siebie, ale nogi uginały się pode mną z każdym kolejnym krokiem. Zorientowawszy się, że dalsze próby nie mają sensu, usiadłem na trawie, unosząc łeb do góry. <nic ci nie jest, to tylko zmęczenie> - starałem się wmówić samemu sobie.
Niestety, było coraz gorzej: kręciło mi się w głowie, miałem nudności i czułem się strasznie senny. Po chwili dopadł mnie potworny atak kaszlu. Dopiero gdy zorientowałem się, że ksztuszę się własną krwią, Sara postanowiła zainterweniować.
- Połóż się natychmiast! - krzyknęła w panice, ale ja jej nie usłyszałem.
Być może spełniłbym jej prośbę, ale zanim dokończyła zdanie, padłem bezwładnie na ziemię. Victoria starała się mnie wybudzić: potrząsała, wołała - nic nie pomagało.
Medyk podszedł do mnie i przyłożył łeb do mojej piersi. Wciąż oddychałem. Kremowa wadera popatrzyła na nią z przerażeniem w oczach.
- Nie martw się. - zapewniła Sara. - Nic mu nie będzie.

<Sara/Victoria?>

Od Sary C.D. Victorii

Na moim futrze ujawniły się ładunki elektryczne, które zaczęły łączyć się w ogromną, elektryczną sieć.
- Ech... Teraz wyjść i nie zrobić nikomu krzywdy... - westchnęłam i powoli podniosłam się z mułu, wyszłam na brzeg. Otrzepałam się z wody, dmuchnęłam na przyklapniętą grzywkę wchodzącą mi do oczu. Rozejrzałam się dookoła.
Wiatr wirował tu i tam tańcząc z liśćmi. Trawa falowała niczym morze w wietrzny dzień, lecz nie było ani jednej żywej duszy. Odetchnęłam z ulgą, bo brak żywych oznacza brak zagrożonych.
Taki już mój urok, po bliższym kontakcie z wodą przestaję panować nad mocami i wychodzą z tego naprawdę nieprzyjemne sytuacje.
Uśmiechnęłam się, po czym usiadłam tuż przy brzegu.

***

Byłam już całkowicie sucha, a futro przestało emitować energię. Wstałam i wróciłam na ścieżkę. Ku mojemu zaskoczeniu wpadłam na Libertas'a i jakąś waderę o kremowym futrze. To chyba była Victoria, raz po raz odbiło mi się to imię o uszy.
- Cześć! - powiedziałam do wilków, jednakże zauważyłam, że coś się stało z Libertas'em. Jego oczy straciły iskrę oraz zapał z jakim pomagał mi w odnalezieniy trupiej róży. Lazurowe plamki wyblakły i przestały być... lazurowe. Futro z błyszczącego przeobraziło się w matowe.
- Libertas? Czy wszystko gra? Może jesteś chory? - spytałam zaniepokojona.

<Victoria? Libertas?>

Od Victorii C.D Sary

Nagle usłyszałam plusk. Zdziwiona podeszłam do strumyka, który płyną tuż obok. Powoli zbliżając się do brzegu zobaczyłam wilczy ogon wystający z wody. Podeszłam jeszcze bliżej i ujrzałam mokrą do suchej nitki wilczycę. Zastanawiałam się co ona tu robi. Niechcący nadepnęłam na gałąź i chyba zorientowała się, że tu jestem. Szybko wycofałam się i zniknęłam między krzakami. Wycofując się wpadłam na Libertas'a. Zdziwiona wstałam.

 < Libertas ? /  Sara ? >
Ps: Lekki brak weny.

Od Sary

Wszystkie rany na ciele po spotkaniu z demonami zdążyły całkowicie zniknąć, a wraz z nimi... przygody. Teraz zaczęłam popadać w codzienną rutynę. Nie żeby zbieranie roślin oraz przygotowywanie trucizn, cykut, lekarstw nie było ciekawe, ale brak mi "nowości"...
Wysunęłam się powoli zza krzaków i usiadłam nad Wodospadem Chei. Spojrzałam na sunącą wstęgę wody.
"Czas zacząć kolejny zwykły dzień..." - pomyślałam. Westchnęłam ciężko i wstałam z pokrytej rosą trawy, po czym ruszyłam wąską, leśną ścieżką
Brzoskwiniowe sklepienie nieba poczęło przybierać barwy lazuru, a królewskie, złote oko wolniutko wznosiło się ponad horyzont. Białe tratwy chmur dryfowały po morzu jutrzenki, a nocne gwiazdy przygasały dając szansę dniu.
Zaczęłam "bawić się" ładunkami elektrycznymi, a to na moim futrze tańczyły wiązki prądu, a to przebiegały mi drogę małe sznurki szkarłatnej albo zielonej energii.

***

- Niech pomyślę. Mam trupią różę, senne fiołki, kryształową koniczynę... - przerwałam, gdyż ujrzałam cień wilka o przerażających, krwistych oczach. Zjawa spojrzała na mnie, a po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Lekko przestraszona ruszyłam przed siebie.
- Quo vadis, Sara? (Dokąd idziesz, Saro?) - usłyszałam dziwne szepty. Zignorowałam odgłosy i dalej szłam dróżką.
- Quo vadis, Sara? - ten sam duch o strasznych oczach stanął przede mną. Pisnęłam cicho i rzuciłam w cień kulą energii. Gdy zniknął, uspokoiłam się, lecz mój spokój nie potrwał długo, albowiem do moich uszu dobiegł szelest liści oraz trzask łamanej gałęzi.
Nagle z krzaka obok wychyliła się wilcza głowa, chyba właściciel pyska nie wiedział o mojej obecności, ponieważ zdawał się być zaskoczony.
Niestety ja pomyślałam, że jest to cień, który widziałam kilkanaście minut temu. Odskoczyłam na bok, potknęłam się o wystający korzeń i wpadłam z impetem do strumyka płynącego obok.

 <Ktoś? P.S. Sara powraca>
 

czwartek, 23 października 2014

Od Libertas'a - Event Helloween'owy

Jak każdy wilk, po wielogodzinnych poszukiwaniach wreszcie odnalazłem ulubione miejsce do przemyśleń - Las Czasu.
Legenda mówiła, że każdemu kto do niego wejdzie może objawić się kawałek jego własnej przyszłości. Niestety, ja jeszcze nigdy nie zauważyłem nic wyjątkowego prócz czarnych, uzdrawiających róż rosnących przy korzeniach Cichych Entów. Rozglądnąłem się dookoła, westchnąłem głośno i usadowiłem się na miękkim mchu okrywającym leśną ściółkę. Rozmyślałem nad wieloma sprawami, przede wszystkim o nowej watasze, w sumie nic szczególnego. Ze stanu marzeń wytrąciły mnie piski nietoperzy, raniąc wrażliwy, wilczy słuch. Zerwałem się na cztery łapy. Wtedy zauważyłem małe, białe oraz na wpół przeźroczyste istotki przechodzące obok. Wyrastały za nimi małe dynie, a po chwili cała ściółka mieniła się odcieniem pomarańczu. Zastanawiałem się czym są, więc czym prędzej podążyłem za nimi.

***

Małe duszki zatrzymały się przy największym drzewie w Lesie, a następnie okrążały jego pień tworząc tym samym piękny, jakby upleciony z pajęczynu płaszcz. Ten widok zachwycał i przerażał jednocześnie, bo w tejże chwili zorientowałem się także, że nie mam pojęcia gdzie jestem. "Ślepy" marsz za tajemniczymi istotami tak bardzo mnie wciągnął, że zaszedłem zbyt daleko i zgubiłem orientację w terenie. Nagle głośny, ponury, przeszywający do szpiku kości chichot rozbrzmiał pośród głuchej ciszy. Zacząłem się wycofywać choć tak naprawde nie znałem źródła przerażającego dźwięku. Niespodziewanie z twardego gruntu wydobyła się będąca już w ostrym stadium rozkładu dłoń. Z niewiarygodną szybkością złapała mnie za tylną łapę, uniemożliwiając ucieczkę. Gryzłem, szamotałem się i rwałem, ale moje starania były bezużyteczne. Im bardziej chciałem uciekać, tym bardziej paraliżował mnie strach. Jak okiem sięgnąć, wiecznie wilgotna gleba nabrzmiewała, dając ujście kolejnym dłoniom, potem głowom, a następnie całym ciałom umarlaków. Żywe, wilcze trupy parły prosto w moją stronę. Zaskomlałem cicho. Ślepe, bezrozumne spojrzenia, bezwładnie zwisające języki, skąpe owłosienie i połamane kości... Do tego jęki i sapanie na których dźwięki każdy by zwariował. Kiedy wkońcu udało mi się wyślizgnąć z obcęg kościstej dłoni, ruszyłem przed siebie niczym spłoszona przez lwa antylopa. Biegłem tak szybko, że zaczynało brakować mi tchu, ale strach okazał się być silniejszy. Pomimo dawno rozesłanych plotek na temat powolności zombie, te wcale nie należały do wolnych. Wręcz przeciwnie: sprawnie i wytrwale utrzymywały tempo biegu. One się nie męczyły - a ja tak. Pech chciał, że potknąłem się o ten nieszczęsny korzeń drzewa, która jakby tylko czyhał, aby pomóc tym skubańcom mnie dopaść. Zanim zdążyłem się podnieść, jeden ze Szwendaczy podbiegł do mnie i zatopił splamione krwią kły z miękkiej szyi. Czułem jak kolejne rozrywają moje ciało na strzępy.

***

Teraz jest już cicho... spokojnie... i tak jakoś zbyt w porządku. Poruszam się wolnym krokiem, uporczywie próbując odnaleźć drogę do domu. Ale nigdzie się nie śpieszę. To już i tak nie ma sensu. Nawet jeżeli wrócę... czy ktokolwiek mnie rozpozna? Zmieniłem się, nie jestem taki jak kiedyś. Moje serce przestało bić dawno temu, tak samo jak ustał oddech. Trzeźwe myślenie zastąpiło wyraźne łaknienie i tylko to się teraz liczy. Razem z moimi pobratymcami czekamy na dzień, aż jakaś nieuważna istotka zabłądzi w Zgubnym Lesie Czasu, a my wreszcie napełnimy wiecznie spragnione krwi żołądki. Nie czuję zimna białego puchu okalającego okolicę, ani promieni słońca, delikatnie pieszczących zmysły. Radość oraz smutek to dla mnie obec uczucie. Nie pamiętam swojego ostatniego uśmiechu, ani przyjaciół: po prostu niczego. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś odzyskam życie na nowo, ponieważ na chwilę obecną tylko puste sny są w stanie utwierdzić mnie w przekonaniu, że w dalszym ciągu (chociażby odrobinę) jestem wilkiem, którym zawsze byłem. Codziennie patrzę w niebo i proszę je o cud, ale ono nigdy nie słucha. Może zapadnę w wieczny sen, aby już nigdy nie wyrządzić krzywdy niewinnym osobom?
Nie... pyszne, pożywne mózgi nie są warte tak wielkiego poświęcenia.

wtorek, 21 października 2014

Od Red'a - Event Halowen'owy

Wilk szedł żwawym krokiem w kierunku lasu, lub czegokolwiek na północnej stronie watahy. Minąwszy fioletowo-różowy wodospad, który "oblał" spojrzeniem, na którym widoczna byłą odraza. Począwszy od strumienia, który okalały chińskie wiśnie, do tego miejsca, czuł odrazę, która powiększała się z każdym krokiem. Nie było tu miejsca, które nie byłoby wesołe, różowe lub inne w takowym stylu. Szukał miejsca, gdzie ktoś wreszcie by go przestraszył, mógł się wyciszyć, bądź kogoś, po prostu - zabić, skrzywdzić. Jedynym dobrym dla niego rozwiązaniem było, zabicie choć jednej zwierzyny, zwierzątka - nawet motyla.
Po czasie, powiedzmy jakiejś godzinie, wilk zwolnił i szedł przez, Pola Silver Silence.. pierwsze miejsce, którego nie obdarował swoim pogardliwym spojrzeniem.
Usadowił się nad jednym ze strumieni, w cieniu. Wilcze, czerwone oczy lustrowały otoczenie, ale myśli odbiegały w głąb jego głowy. Uszy nieustannie poruszały się, wysłuchując najmniejszego szeptu.
Poczuł dreszcz, i lekkie drgania ziemi. Zdumiony obejrzał się wokoło siebie, jednak nic nie ujrzał. Zobaczył ciemność, bezgraniczną i nieskończoną - ciemność. Upadł.
Obudził się na kolorowej polanie, wokół niego błyskały kolorowe światła, jedne błękitnie i różowe (co o dziwo, podobały mu się), a drugie pomarańczowe. Ścieżki, wiły się praktycznie wszędzie.
Red wstał bardzo wolno, czuł obolałe nogi. Czyżby szedł tu tyle czasu? Nie przypominał sobie, tego. Wiedział, że leżał na polanie... Kiedy stał, oglądał otoczenie, najbliżej niego znajdowały się.. duchy jeleni, ale co jeszcze bardziej go zdumiało, to to, że kiedy podszedł do tafli wody, ujrzał siebie!
(Był człowiekiem) Na głowie widniał cylinder, a na plecach wisiała czarna peleryna. A w ręce miał...dynię! Taką jak dzieci, które chodzą zbierać cukierki na Haloween, a! Zapewne utknął w Halowwen'owej "krainie", ściągnął wieczko z dyni i wyciągnął będącą tam kartkę;
- Uzbieraj całą dynię cukierków, w wypuścimy Cię z tego (cudownego dla Nas) miejsca. - Odczytał i spojżał po sobie; "On, zbierający cukierki, aby wydostać się z jakiejś bajki?"
Jednak próby, które miały na zamiarze wrócić do dawnego miejsca, nie powiodły się.
- Jak mus, to mus - Prychnął i podszedł do pierwszego lepszego domu, zadzwonił dzwonkiem, a zza drzwi wyszła staruszka-duch.
- Znowu te natrętne dzieciaki, czego?! - "Warknęła" kobieta
- Cukierek, albo psikus?
- Oesu, masz - Mruknęła wrzucając garść cukierków do dyni.
* * *
Obudził się. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Ha! Wiedziałem, że to sen?! - Wykrzyknął i zdziwił się gdy zobaczył, dynię i doczepioną kartkę: "Mamy nadzieje, że to był udany "wieczór" w Lesie Przygód. Smacznych Cukierków!
- Ja się zabije, ale w sumie całkiem niezłe. - Mruknął zjadając pierwszego cukierka.

Dop. Autora: Tak się kończy przygoda Red'a w Lesie Przygód, mam nadzieję, że fajnie się czytało. :3

Od Libertas'a C.D Red'a

Niechętnie wyłoniłem się zza osłaniających mnie krzewów. Pomimo rzucającej się w oczy sierści, udało mi się przez dłuższy czas pozostać niezauważonym. Ponury wyraz pyska nieznajomego basiora sprawił, że sam nabrałem bojową postawę. Obcy obnażał długie, białe kły, ale nie zamierzałem się wycofywać. Patrzyłem mu prosto w oczy. Było w nich coś okropnego, demonicznego. Pusty wzrok bez emocji jak u porcelanowej lalki przebijał moją duszę na wskroś. Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęliśmy zataczać kręgi wokół siebie. Tejmniczy osobnik z pewnością miał chęć na małą walkę. Ze względu na długie łapy, byłem od niego prawie o łeb wyższy. Jego silne, krępe, zbudowane jakby ze stali ciało było jednak zbyt powolne by mnie dogonić na wypadek, gdybym zdążył uciec. Krwistoczerwone oczy błysnęły, widząc odbicie martwego truchła spotkanego towarzysza.
- Śledziłeś mnie? - zapytał wkońcu, a głęboki, mocny głos rozbrzmiał w moich uszach.
- Przechodziłem obok, kiedy wyczułem dziwny zapach w krzakach. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej, ale z bezpiecznej odległości.
- I dlatego zmieniłeś kierunek wiatru, abym cię nie wyczuł? Zabawny jesteś. - zakpił basior, odwracając się do mnie zadem.
Też mi filozofia, każdy głupi potrafił rozpoznać Wilka Powietrza. Mają charakterystyczną budowę i futro osiane błękitnymi bądź białymi kropkami. Żywioł powietrza potrafi być równie zabójczy jak ogień czy woda, ale tornado niszczyło całą okolicę i zabija wszystko na swej drodze. Red jakby wiedział, że moje umiejętności są ograniczone ze wględu na tereny watahy, których nie mogłem zbeszcześcić. Warknąłem niedbale i ruszyłem przed siebie, nie mając ochoty na dalsze pogawędki z takim gburem. Co dziwne, tajemniczy basior ruszył na mną, przez co przyśpieszyłem z kłusu do galopu.

<Ktoś?>

poniedziałek, 20 października 2014

Od Hazuki C.D. Afuro

Siedziałam czyszcząc norę z resztek krwi Sary, która właśnie poszła rozprostować łapy, wtem usłyszałam blisko wyjście znajomy głos Afuro. Nie miałam ochoty na rozmowy, dlatego siedziałam w norze i nasłuchiwałam. "Co chcecie zrobić?", nikt nie odpowiedział. Od ataku prawie nic nie mówili, panowało dziwne napięcie, którego musiałam się pozbyć. Wstałam i wyszłam z nory.
- Sara zostanie i będzie odpoczywać, a wam radziła bym zrobić to samo.
Gdy Sara weszła do nory, nie patrząc na innych, pobiegłam do swojego legowiska.
Ten dzień był męczący i mam nadzieję, że nie popsuje relacji w watasze, pomyślałm leżąc na miękkiej skórze, gotowa do spania.

***
Minął tydzień od incydentu w lesie. Sara wróciła już do formy, choć trzyma się z dala od reszty. Wszyscy zdają się ją rozumieć i nie narzucają się. Moje dochodzenie, jak na razie, nie dało zbyt dużych efektów, ale nie przestaje szukać.

Od Red'a

Siedziałem na ławce, i przyglądam się bawiącym dzieciom..włosy spadały mi na oczy, a ciemny, dosyć długi płaszcz - dotykał ziemi. Wszyscy omijali mnie szerokim łukiem, aczkolwiek kilka dzieci podeszło bliżej, jednak rodzice szybko je chwytali. "Szare, pozbawione sensu życie" - myślałem, gdy wreszcie nie miałem siły poprzyglądać się poruszanym przez wiatr huśtawką, wstałem i powolnym krokiem, ruszyłem w stronę lasu.
* * *
Cichy szmer, w krzakach oznajmił, że nie jestem sam. Wilcze ślady, odbijały się na błocie, a czasem brudziły w kałużach. Znudzony, stanąłem i czekałem, aż tajemnicza postać wyjdzie zza krzewów.

< Tajemnicza Osobo, Wilku? >

NOWY CZŁONEK!


Do watahy dołączył nowy wilk Red!

Od Lucky (jak dołączyła do watahy)

Podczas porannej wędrówki po mojej watasze przypadkiem odkryłam całkiem nową watahę Silent Darkness. Spotkałam przypadkowe wilki, a one popatrzyły na mnie z wrogością i powiedziały:
- kim ty jesteś i skąd się tu wzięłaś?! Nie lubimy tu obcych.
- Przybywam w pokoju, jestem Lucky. Czy moglibyście zaprowadzić mnie do Alfy? - zapytałam.
Z całego stada wyszedł największa wadera i powiedziała:
- Ja jestem Alfą. Czego u nas szukasz? - spytała
- Mogę dołączyć do waszej watahy? - zapytałam z niepewnością
-Oczywiście, chętnie cię przyjmiemy- odpowiedziała
I tak trafiłam do watahy

Od Afuro

Dopilnowałem, by ciała demonów spłonęły. Nie zostało z nich nic, oprócz garstki popiołu. Pozbyłem się wszystkiego co kojarzyło się z tymi bestiami. Odwróciłem się i chciałem pójść do reszty, ale zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie są. Pomyślałem chwilę. Gdybym nawet wiedział gdzie są, to prawdopodobnie zgubił bym się na rozległych terenach watahy.
- Afuro, pomyśl logicznie - powiedziałem do siebie - Sara była ranna. Reszta musiała ją zabrać do lecznicy. Lecznica jest na Polach Silver Silence.
"A jak tam trafić?" - jęknąłem w myślach
Jednak zaraz wpadłem na pomysł. Przecież to sam środek watahy!
Ruszyłem przed siebie, przekonany że idę w dobrą stronę...
***
Zapadał wieczór. Ja błąkałem się gdzieś w jakimś dziwnym miejscu. Było tak ciemno, że nie potrafiłem określić, czy to jakiś las, czy wodospad, czy jasinia. Musiałem to po prostu sprawdzić. Spojrzałem w niebo, z zamiarem ujrzenia gwiazd. Jednak tam była całkowita pustka. Nagle usłyszałem trzask i coś ciężkiego zwaliło mnie z nóg...
***
Otworzyłem oczy... Minęła chwila zanim dotarło do mnie co robię i gdzie jestem. Dookoła mnie ciągle panowała ciemność. Zaczął wiać nieprzyjemny, zimny wiatr... Atmosfera stała się dziwna. Wstałem. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłem tego, co uderzyło mnie w głowę. Wyczułem pod łapami dziwne zagłębienia, jakby ktoś coś ciągnął, a to coś stawiało opór. Zaniepokoiłem się. Całkowicie straciłem orientację w terenie. Postanowiłem stworzyć ogień. Jeden płomyczek rozświetlił egipskie ciemności przynajmnej dookoła mnie. Jednak ciągle nie wiedziałem gdzie, albo w czym jestem. Przeszły mnie dreszcze. Było coraz zimniej. Dla rozgrzewki zacząłem biec przed siebie. Wiatr zdmuchnął już płomień. Nie wiem ile biegłem, ale w pewnym momencie poczułem pod łapami coś miękkiego, a zaraz potem runąłem na ziemię. Zorientowałem się, że znalazłem się w bajecznie wysokiej trawie. Widziałem teraz niebo, drzewa i rzeczkę! Zachwyt znikł, gdy zorientowałem się, że nie znam tego terenu. Hazuki mi go nie pokazała ani o nim nie wspomniała. Przez chwilę myślałem, że wydostałem się z terenów Watahy i znalazłem się gdzieś w znacznej odległości od niej. Nagle dookoła mnie zaczęły latać świetliki. Wyszedłem z wysokiej trawy. Zauważyłem małą rzeczkę, po brzegach rosły dziwne grzyby. Nigdy ich nie widziałem. Stadko zwierząt, bardzo podobnych do kozic, całe białe w szare albo czarne paski, przemknęło nad rzeką wielkimi susami. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Poczułem jak coś ciągnie mnie za uszy. Po chwili, niespodziewanie znalazłem się w centrum watahy. Byłem w szoku. Gdy w końcu dotarłem do lecznicy ucieszyłem się na widok znajomych. Byłem przekonany, że zwariowałem! Jednak gdy opowiedziałem moją historię, dowiedziałem się, że ten las, to Las Przygód.
- Musimy się tam jeszcze kiedyś wybrać! - powiedziałem, jednak umilkłem gdy zobaczyłem Sarę, z bandażami na szyi.
Zapadła niezręczna cisza. W końcu zapytałem:
- Co chcecie zrobić?

 <Ktoś?>

NOWY CZŁONEK!


Do watahy dołączyła nowa wadera Lucky!

sobota, 18 października 2014

NOWY EVENT!


"EVENT HALOWEEN 2014" rozpoczęty!

Odszedł.

Wilk Anuriti opuścił naszą watahę.

piątek, 17 października 2014

Od Hazuki

- Czekaj...
Już się podniosłam i chciałam iść, gdy z oddali dobiegł dziwny szelest, On jeszcze go nie słyszał, ale mój wyczulony słuch już wyłapał ten dziwny dźwięk, który nie wątpliwie zbliżał się w naszą stronę.

***

Po paru minutach na miejscu pojawił się Libertas i Victoria. On był przerażony, ale ona ledwo co stała na nogach.
- Pomocy... Sara... Niebezpieczeństwo! - wydukał Libertas
- Cicho - uciszyłam go.
Choć nie lubiłam tego robić wiedziałam, że żadne z nich nie jest w stanie konkretnie powiedzieć co się stało, a ich miny nie pozwalały mi czekać, aż się uspokoją. Wpierw zajrzałam do myśli Libertas'a, potem Victori.
"Cholera" wyszeptałam w myślach, gdy skończył się ostatni obraz widziany przez Victori'ę.
- Libertas zabierz mnie i Afuro do Sary, tylko szybko. Ty Victorio idź na polanę i przygotuj miejsce dla niej.

***

Przybyliśmy na miejsce, po drodze opowiedziałam w myślach o wszystkim Afuro, który już gotował się ze złości i był gotów do walki. Wybiegliśmy razem i zaatakowaliśmy napastników od tyłu. Przeciwnicy nie stawiali większego oporu, przeciw mi i Afuro, byli bez szans. Po rozprawieniu się z wrogami, kazałam Afuro spalić ich ciała i udałam się w stronę Sary. Wilczyca miała zakrwawioną szyję na której widniała dziwna obroża, wszędzie była krew, a Ona leżała nieprzytomna. Sprawdziłam jej puls i szepnęłam cicho: "Trzymaj się, zaraz Ci pomogę". Przywołałam Libertas'a, któremu przed walką kazałam ukryć się za drzewami, gdy spostrzegł nieprzytomną wilczycę stanął, a w jego oczach pojawił się niezwykły ból. Nie miałam zbyt dużo czasu, dlatego rozkazałam mu zabrać nas na pola, do głównej lecznicy.

 ***

Gdy dotarliśmy na miejsce, zastałam przygotowane przez Victorie miejsce w norze i od razu wzięłam się za opatrywanie Sary. Wypędziłam wszystkie wilki z nory, bym mogła się lepiej skupić. Nakładając bandarze i oczyszczejąc razy myślałam o Afuro, który pozostał by dopilnować palących się ciał. O Libertas'ie, który bardzo przeżywał fakt, że nie był zdolny pomóc Sarze i o przerażonej minie Victorii. Dlaczego zaatakowali Sarę? Nie myśląc dłużej wtargnęłam do umysłu niepzytomnej wilczycy i zobaczyłam wszystko... bół... strach... zło. Nigdy nikomu nie powiem co widziałam i dopóki Sara się nie wybudzi nikt nie pozna prawdy, ale jak tylko opatrzę wilczycę, wyruszę dowiedzieć się o "nich" i pomszczę się za krzywdy wyrządzone mojej przyjaciółce.

< Ktoś? przypływ weny twórczej, nie gniewajcie się za ilość ;) >

Od Afuro C.D Hazuki

- Bardzo miło spędziłem z tobą czas - powiedziałem, podnosząc się na łapach
Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie.
- Jak znam życie, już dawno zgubiłbym się w pierwszym większym miejscu - zakpiłem z siebie - Bardzo dziękuję.
Zapanowała cisza...
- Może odwdzięczę się, jeśli cię odprowadzę? - zagadnąłem - Przynajmniej sprubóję?

<Hazuki?>

Od Libertas'a C.D. Victorii

- Jaką ucieczkę? Nie chcę uciekać! Potrzebuję pomocy Afuro i Hazuki!
Dziwiłem się, że mimo swojego słuchu nietoperza, alfa nie zdołała usłyszeć przeraźliwych krzyków.
- Nie wrzeszcz tak, bo zaraz nas złapią i nikogo nie uratujesz.
- Masz rację, przepraszam. - zrobiłem wdech i wydech, zupełnie jak w szkole rodzenia.
- Zdoła im uciec, ale nie będzie w najlepszym stanie. - rzekła wadera, wciąż będąc zamyślonym.
Dobrze, że Hazuki zdążyła mnie poinformować o jej umiejętności przewidywania przyszłości, bo teraz byłbym jeszcze bardziej przerażony niż obecnie. Zanim Victoria otworzyła oczy, zdążyłem już wykonać mnóstwo kółek naokoło jej osoby, gorączkowo próbując wymyślić jakieś rozwiązanie. Nie chciałem by Sara zginęła tylko dlatego, że moje ciało jest zbyt marne do walki. Smukła sylwetka, długi ogon oraz wiecznie wyciągnięte pazury czyniły ze mnie idealnego Łowcę, ale w żadnym wypadku wojownika. Przeklnąłem ponownie sam siebie i zrezygnowany usiadłem na ziemi, spuszczając bezsilnie łeb. Moja nastoletnia towarzyszka (bo dorosłą jej nazwać nie mogłem) podeszła do mnie i położyła mi łapę na ramieniu.
- Hej, nie smuć się. Hazuki z pewnością odnajdzie jakieś rozwiązanie.
- Gdybym tylko wiedział, gdzie może być...
Wilczyca zamyśliła się na chwilę, a potem wstała jak poparzona.
- Wodospad Cheri! Wspominała mi, że lubi przesiadywać w tymże miejscu.
- Dziewczyno, jesteś genialna! - o mało nie posiadałem się z radości, uściskałem Victorię mocno.
- Tylko jak my się tam dostaniemy? To zupełnie po drugiej stronie terenów watahy.
- Zostaw to mnie. Mam nadzieję, że nie boisz się wysokości.
Złapałem ją za brzuch i uniosłem się ponad ziemię. Oszołomiona wadera pisnęła niczym szczeniak, a ja z trudem opanowałem się właśnie od parsknięcia śmiechem.
Ruszyłem w wyznaczonym kierunku, a Vicky wciąż przekazywała mi niezbędne informacje o stanie Sary.

<Hazuki?>

czwartek, 16 października 2014

Od Victorii C.D Libertas'a

Pomrugałam chwilę powiekami ponieważ grudki ziemi po upadku na ziemię dostały mi się do oczu. W pewniej chwili popatrzyłam przed siebie i ujrzałam przed sobą szarego basiora, część jego futra pokrywały jasno niebieskie kropki. Patrząc na niego usłyszałam trzaski gałęzi, byłam trochę zdezorientowana tą całą sytuacją.
- Proszę pomóż mi! Ludzie...! Sara... Afuro... - Powiedział przerażony, że chyba sam nie wiedział co mówi.
- Ale w czym dokładnie mam Ci pomóc ? - Spytałam dysząc jakbym co najmniej przebiegła ze sto mil.
- No... Yyyy.. - Zaczął się zastanawiać nad tym co powiedzieć i od czego zacząć.
 Wpatrywałam się w niego coraz bardziej, gdy usłyszałam sapanie.
- Cicho.. - Powiedziałam i zamknęłam oczy - Zaraz stąd pójdą i będziemy mieć szansę na ucieczkę.

< Libertas ? >

Od Libertas'a C.D. Victorii

Docierając do Jaskini Heiwa byłem pewien, że zastanę Hazuki bądź Anuriti'ego, ale zasmuciłem się nieco, kiedy nie spostrzegłem tam żadnego z towarzyszy. Lekko zawiedziony zamoczyłem łapy w lazurowej wodzie. Teren jaki zdołałem dzisiaj pokonać był niezwykle rozległy, poduszeczki łap płonęły żywym ogniem. Warknąłem z bólu, ale i złości, że zwykłe bieganie zdołało mnie tak zmęczyć. Łyknąłem trochę świeżej wody, pijąc niezwykle łapczywie. Zeszłej nocy nie spałem zbyt dobrze. Nadmiar emocji nie pozwolił mi dostatecznie wypocząć co teraz zbierało swe żniwa. Od alfy dowiedziałem się także, że do gromady dołączył ktoś jeszcze, a ja bardzo chciałem ją poznać. Przekraczając sklepienie jaskini znów ujrzałem piękne, błękitne niebo pozbawione chmur. Krzyki i wycie niosły się z moim żywiołem: wiatrem. Jeden z nich brzmiał niezwykle znajomo, a inne niczym wycie czartów z najgłębszych otchłani piekieł. Postanowiłem udać się do miejsca z którego pochodziły. Po chwili zorientowałem się, że niepokojące dźwięki dochodzą z miejsca, gdzie rozstałem się z Sarą. Przeszył mnie strach, a wyobraźnia zaczęła tworzyć przerażające scenariusze. Docierając do celu, ledwie wynurzyłem nos zza pagórka, a moje serce zaczęło walić jak młotem. Medyk w opałach! Nawet w ludzkiej postaci czy w jakiejkolwiek innej rozpoznałbym jej głos. Niestety, moje moce nie były wystarczająco silne aby powalić tak masywnych facetów. No dobra, przyznam szczerze, że byłem stworzony do biegu oraz tropienia, a nie walki! Potrzebowałem Przywódcy wojowników - teraz tylko Afuro mógł mi tutaj pomóc, a ja musiałem go odnaleźć jak najszybciej. Już nawet nie patrzyłem gdzie biegnę, po prostu pędziłem przed siebie, omotany przerażeniem. Pech chciał, że zderzyłem się z tajemniczym obiektem i runąłem jak długi na ziemię.
- Szlag! - przeklnąłem pod nosem, a potem uniosłem łeb.
Naprzeciwko mnie leżała młoda wilczyca o kremowym futrze z białą częścią pokrywającą brzuch oraz pysk. Sama była z lekka zdezorientowana uderzeniem.
- Proszę pomóż mi! Ludzie...! Sara... Afuro... - byłem tak przerażony, że sam nie wiedziałem co mówię.

<Victoria?>

Od Hazuki C.D Afuro

- Czemu? Nie wiem, jest taki od kiedy pamiętam. To dziwaczny las - uśmiechnełam się.
Leżeliśmy przez chwilę, rzeka szumiała, a las cichł przed nocą.
- Chyba musimy się już zbierać zaraz się ściemni i wychłodzi. 
- Chyba tak, choć nie wiem jak ja się podniosę na tych obolałych łapach.
- Dziś to dopiero początek przez jutrzejsze zakwasy nie ruszysz się z legowiska.
Zaczełam cicho chichotać, wstałam i spróbowałam się utrzymać na moich zdrętwiałych kończynach.
"Ja chyba też, jutro odpuszczę sobie spacery", pomyślałam.

<Afuro?>

Od Victorii

Był piękny poranek, słońce świeciło, a za mną było słychać tylko śpiew ptaków. Trawa pokryta była rosą, wstałam z niej i ruszyłam polną drogą w stronę lasu. Podziwiałam tą piękną złotą jesień ponieważ w głębi serca czułam, że dziś wydarzy się coś niezwykłego. Cieszyłam się dziś ze wszystkiego, lecz za każdym razem, gdy usłyszałam najdrobniejszy szelest nagle moje emocje gasły i nie można było po mnie poznać co w danej chwili czułam.
Koło mnie przebiegło stado jeleni, ale ja nie byłam głodna. O dziwo miałam ochotę się tylko im przyglądać, nagle usłyszałam trzask gałęzi. Odwróciłam się gwałtownie w tamtym kierunku i w oddali ujrzałam smukłe sylwetki, były to wilki. Zakradłam się trochę bliżej i zaczęłam je obserwować. Na moje nieszczęście za mną jelenie w biegu łamały gałęzie co zwróciło uwagę wilków. Cofnęłam się trochę, ale wpadłam na wilka. Leżąc na plecach przyglądałam mu się.

< Ktokolwiek ? >

Od Afuro C.D Hazuki

- Hm... - zastanowiłem się chwilę - To bardzo trudne pytanie... Korzenie Chinmoku i las Kondo mnie chyba najbardziej zainteresowały. Ale tu też jest ładnie - pociągnąłem wzrokiem po drzewach - wogóle wszędzie jest przepięknie - uśmiechnąłem się
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, słuchając szumu wody.
- O co chodzi z lasem Aka? - zapytałem w końcu, pamiętając nurtujące mnie pytanie - Czemu jest... taki jaki jest?

 <Hazuki>

Od Sary

Ruszyłam w kierunku swojej jaskini. Po drodze zebrałam resztę składników na "syrop". a konkretnie na eliksir zdrowia. Chyba nietrudno się domyślić jakimi właściwościami cechuje się takowa mikstura. Sama nazwa mówi, że po wypiciu jej wszelkie rany, choroby znikną. Ciężko jest ją zrobić i ciężko jest zdobyć odpowiednie zioła, ale dzięki Libertas'owi zdobyłam ostatni składnik.
Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam nucić piosenkę.

***

Na mojej drodze stanęło dwóch mężczyzn z paralizatorami i pistoletami w rękach.
Zrzuciłam torbę, po czym przybrałam ludzką postać.
Długie, szkarłatne włosy otoczyły moją szczupłą, bladą twarz o krwistoczerwonych oczach. Na szyi ukazał się tatuaż, który przedstawiał smoka. Sierść przeobraziła się w czarną sukienkę typu lolita, a w dłoni zmaterializowała się ogromna, amarantowo-czarna kosa.
- Odejdźcie, a nic wam nie zrobię - powiedziałam spokojnie.
- Umieraj! Bestio! - krzyknął jeden z mężczyzn i rzucił we mnie łańcuchami, które zacisnęły się na mojej szyi.
Po chwili na całej "smyczy" zaczęły tańczyć ładunki elektryczne, które dotarły do dłoni mężczyzny. Puścił łańcuch, a ja szybkim ruchem chwyciłam za kosę i spowodowałam głęboką ranę na brzuchu napastnika.
- Potwór! Bestia! - człowiek zaczął się przeobrażać w... demona!
- Nie jesteście ludźmi, ale szata... - nie zdążyłam dokończyć zdania, albowiem drugi demon przysunął do mojego gardła katanę z czaszką na rękojeści.

<Ktoś uratuje?>

środa, 15 października 2014

Od Hazuki C.D Afuro

- Świetnie pozwiedzam z tobą - zaproponowałam uśmiechnięta.
***
Zwiedziliśmy cały teren tak, że pod koniec dnia nogi same się pod nami uginały, Anuriti odłączył się od nas po drodze, więc zwiedzaliśmy już tylko we dwoje. Całą naszą wędrówkę zakończyliśmy przy wodospadach Cheri, ponieważ to było moje ulubione miejsce. Padłam zmęczona na trawie, nogi miałam z waty i byłam strasznie zmęczona. Afuro nawet specjalnie na mnie nie patrzył tylko rzucił się na ziemię jak kłoda i leżał.
- No to poznałeś już całe tereny watahy. Podobało się? 
Afuro podniósł lekko głowę i wydyszał.
- Nie wiedziałem, że teren jest tak rozległy.
Zaśmiałam się, a on znowu ułożył głowę na ziemi.
- To moje ulubione miejsce, wiesz? Jest tu spokojnie, a drzewka wiśni tak pięknie kwitną. Przychodzę tutaj zawszę: jak chcę odpocząć, pomyśleć, poprostu zawsze. A tobie jakie miejsce się najbardziej podoba?

<Afuro?>

Od Libertas'a

- Postaram się, ale jestem prawie pewien, że tak. - uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła gest.
Powąchałem czarny kwiat, a później ruszyłem w szalonym pościgu za swoją "zdobyczą" ze świeżym zapachem w pamięci. Od razu skierowałem się pod magiczny Wodospad Ai, w którym miałem nadzieję odnaleźć poszukiwaną różę. Mieniąca się wszystkimi odcieniami różu, nieskazitelna woda opadała z hukiem na ogromne skały. Szum strumienia płunącego tuż obok delikatnie koił moje myśli i pozwolił oderwać myśli od dawno nękających mnie wspomnień. Poczułem dziwne mrowienie przy skroniach, jakby ktoś próbował wedrzeć mi się do głowy. Odrwacając się z prędkością błyskawicy, kątem oka dostrzegłem wilka o kremowym futrze. Tajemniczy towarzysz czym prędzej schował się za skałami.
- Kto tam jest? - krzyknąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Pomyślałem, że pewnie mam jakieś przywidzenia, albo to był zwyczajny jeleń. Byłem jednak zbyt pochłonięty poszukiwaniami, aby myśleć teraz o jedzeniu. Kontynuowałem swoją małą misję, ale niczego nie znalazłem, pomimo, że okolica pełna była najróżniejszych gatunków rośli oraz kwiatów. Następny na mojej liście okazał się być Las Czasu - piękne miejsce, owiane nutką tajemnicy, wzbudzające respekt. Lekkie powiewy wiatru pieściły moje ciało, uwielbiałem zatracać się w specyficznej melodii tego miejsca. Zamknąłem na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech. Wtem wśród drzew, przy korzeniach jednego z drzew dostrzegłem małą roślinkę, czarną jak noc. Białe paski przecinały pokolei wszystkie płatki róży. Moja radość była nieopisana, bardzo się cieszyłem, że pomogę Sarze w zbiorach. Ostrożnie oderwałem kwiat, który słynąc z wyjątkowo ostrych i licznych kolców, poranił moje wargi. Ale nie przejąłem się, tylko czym prędzej udałem się w drogę powrotną, wykonując długie susy. Kiedy Główny Medyk mnie zobaczył, był bardzo zadowolony.
- Świetnie się spisałeś! Dziękuje, Libertas! - rzekła uradowana, a ja oddałem jej znalezisko.
- Drobiazg. Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebowała - zawyj, a natychmiast się zjawię.
Pomachałem waderze ogonem na pożegnanie, a później nie chcąc przeszkadzać Sarze w przygotowywaniu wywaru z ziół, ruszyłem w stronę pozostałych członków watahy.

<ktoś?>

Od Sary C.D Libertas'a

- Pewnie, dziękuję - uśmiechnęłam się wesoło.
- A więc jak mogę się przydać? - spytał.
- Często przy opisach roślin nie ma podanego miejsca występowania, a skoro jesteś Tropicielem powinieneś sobie poradzić z wyszukaniem danej rośliny - odparłam.
- Zobaczymy - odrzekł z uśmiechem - To jakie zioło idzie na pierwszy ogień?
- Hmmm... - zerknęłam na pergamin - Cadaver surrexissent, trupia róża.
- Masz w planie kogoś zabić? - spojrzał na mnie jak na szurniętą psychopatkę, która na okrągło myśli o truciznach i morderstwach.
- Nie, trupia róża ma wiele zastosowań w medycynie - odpowiedziałam śmiejąc się z jego miny - Chyba nawet mam przy sobie kwiat.
Położyłam torbę na trawie i zaczęłam wszystko po kolei wyjmować.
Czego tam nie było! Fiolki, zwoje, pióra, pudełka, bandaże oraz wiele, wiele innych podstawowych/dziwnych rzeczy.
- Eureka! - powiedziałam, gdy kilkuminutowe poszukiwania zakończyły się sukcesem. Wyciągnęłam małe zawiniątko i delikatnie rozwiązałam szmatki, naszym oczom ukazał się czarny kwiat w białe "esy-floresy".
- Dasz radę odnaleźć taki drugi po zapachu? - spytałam.

<Libertas?>

wtorek, 14 października 2014

Od Libertas'a C.D Sary

Zanim me ślepia ujrzały zdyszaną od szalonego biegu wilczycę, zdążyłem przestudiować owe znalezisko, które udało mi się złapać. Niestety, nawet wieloletnie doświadczenie Tropiciela nie pomogło mi w zidentyfikowaniu żadnej rośliny ze spisu na pergaminie. Na obliczu nieznajomej malowała się ulga, ale i obawa, jakby bała się, że jeżeli podejdzie bliżej to połknę jej zielarski skarb w całości. Machnąłem energicznie ogonem, a później podbiegłem go wadery.
- Zdaje się, że to twoje. - odparłem krótko i wypuszczając zwijkę papieru, przesunąłem go nosem pod jej łapy.
- Tak, dziękuję ci. - podnosząc odnalezioną zgubę, zdobyła się na lekki uśmiech.
- Jestem Libertas, Tropiciel watahy Silent Darkness.
Miałem w zwyczaju kłanianie się każdej waderze, która wywoływała we mnie poczucie, aby ją szanować. Jeszcze nigdy nie usłyszałem aby komuś to przeszkadzało, więc zdecydowałem się nie zmieniać swoich dawnych nawyków.
- Miło mi poznać. Na imię mi Sara, jestem Głównym Medykiem Watahy.
- Jak to możliwe, że wcześniej cię nie zauważyłem? Pewnie dlatego, że od dziecka przejawiam chęci do włóczęgostwa i postanowiłem później zapoznać się z pozostałymi członkami stada.
- Sama niedawno dołączyłam. To piękna okolica, a wilki bardzo przyjazne.
- Pomyślałem, że nagły powiew wiatru przeszkodził ci w zbiorach. Może mógłbym ci jakoś pomóć?

<Sara?>

Od Sary

Ogień... Broń... Huki... Chaos... Łzy... Klatki... Krew... Krzyki... Mama... Tata... Brat... Braciszek... Kochany braciszku, tęsknię...
Obudziłam się na niewielkiej polanie.
Promienie porannego słońca wdarły się do moich oczu i oślepiły na kilka sekund. Ciepły wiatr zrzucił czarną, rozczochraną grzywkę na powieki. Nos poczuł miły zapach lawendy.
Uniosłam lekko głowę i rozejrzałam się dookoła, po czym podeszłam do dużej, zniszczonej torby z fiolkami oraz z ziołami.
"Znowu przyśniła mi się rodzina..." - pomyślałam. Westchnęłam ciężko i ruszyłam przed siebie.
- Wataha Silent Darkness, mimo małej ilości wilków wydaje się potężna, oby przetrwała do końca - wymamrotałam cicho.

***

Przystanęłam na kilka chwil nad Wodospadami Chei. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam powoli zbierać zioła nucąc pod nosem piosenkę "Shatter me featuring".
Wyciągnęłam stary, zwinięty pergamin i zaczęłam szukać kwiatów, które przedstawiono na nim za pomocą rysunków.
Nagle złośliwy wiatr wyrwał mi z łap pergamin i poniósł gdzieś w las. Ruszyłam za kartką porwaną przez Boreasza.

***

Wyskoczyłam na ścieżkę i ujrzałam jakiegoś wilka, w łapie trzymał mój spis roślin.

<Ktoś?>

Od Afuro C.D Hazuki

Hazuki i Anuriti byli bardzo mili dla mnie. Czułem się strasznie głupio, że byłem taki... no taki dziwny. Nie sądziłem, że zostanę tu tak miło powitany.
- Wiesz co, nic chcę naciskać - odparłem z uśmiechem - Właśnie miałem iść pozwiedzać...

(Ktoś?)

poniedziałek, 13 października 2014

Od Hazuki C.D Anuriti / Takeru (Afuro)

- O co? W sumie to chodzi oto, że wilki tego samego żywiołu, lepiej się dogadują i łączy je wiele wspólnych cech, po za tym mają podobne moce, które łatwiej im wspólnie rozwijać. Dodatkowo czasami żywioły mogą spróbować rywalizować ze sobą, to ciekawe urozmaicenie, takie mini igrzyska, nie uważasz? 
Już miał odpowiedzieć, ale właśnie na horyzońcie pojawił się zamyślony Afuro.
- Cześć! - krzykneliśmy w tym samym momęcie.
On wzdrygnął się i odwrócił powoli.
- Cześć - powiedział cicho.
- Przyszłam zapytać się jak Ci się tu podoba, przy okazji natknęłam się na Anuriti'ego.
- Cześć, jak tam? - Anuriti jak zwykle uśmiechnięty i pogodny.
- W porządku, choć... jeszcze nie zwiedziłem dokładnie terenu. - powiedział mało entuzjastycznie Afuro
- Jak chcesz mogę Cię oprowadzić. - lekko się do niego uśmiechnełam.

<Ktoś?>

Od Takeru

"W ucieczce ginie zawsze więcej wojowników, niż w walce"... Tak zawsze uważał mój ojciec... Ciągle to powtarzał, jeżeli ktoś uciekał się od jakiegoś zadania. Nauczył tego moich braci i siostry... Właśnie rozumiem, czemu poświęcili się za mnie... Oddali życie, żeby ratować innych. ... Ja uciekłem... nie pomogłem. Zostawiłem ich na pastwę losu. Ile dałbym za to, żebym spotkał kogoś z mojej poprzedniej watahy... Ciekawe co bym zrobił? Może dałbym radę spojrzeć temu wilkowi prosto w oczy? Wtedy ztchórzyłem.
Ale dziś jestem innym wilkiem. Oddałbym życie, za... rodzinę? Jak ją kiedyś zdobędę, to oddam za nią życie.
 Chiałbym zapoznać się z terenami watahy i z jej członkami. Z chęcią zacząłbym od zaraz, ale poczekam jeszcze...

Event - zapowiedź

Halloween!
Duchy, szkielety, czarownice, wampiry, zombi, dynie, pająki i oczywiście czarne koty. Jedyna noc, gdzie koszmary stają się rzeczywistością. Cukierek albo psikus!  Więc jak? 
Event Halloween'owy rozpocznie się dnia 20 października.
Szczegóły później.

Od Anuriti'ego C.D Hazuki

W wodzie byłem szybszy jak na lądzie, a Hazuki miała na odwrót. Niestety nasze grupy się różniły. Jednak przez chwilę o tym zapomnieliśmy i bawiliśmy się jak szczenięta. Wadera po chwili podpłynęła do brzegu i tam sobie siedziała. Ja wciąż pływałem, byłem dosyć aktywny i lubiłem to zajęcie. Po chwili wadera powiedziała:
-Nie mów do mnie "Malutka"-zaśmiała się.
-To był jedyny i ostatni raz-uśmiechnąłem się.-Słyszałem, że ktoś nowy dołączył.
-Tak, miałam go po tej kąpieli przywitać.
-Mogę iść z tobą, ale możesz mi wytłumaczyć o co chodzi w tych grupach?
-Jasne, opowiem ci po drodze.
Wyszliśmy z wody i otrzepaliśmy się. Po chwili ruszyliśmy przed siebie. Wadera chyba zapomniała o moim pytaniu, a może raczej prośbie. Powtórzyłem ją jeszcze raz.
-O co chodzi w tych grupach?

< Hazuki? >

niedziela, 12 października 2014

Od Hazuki CD Anuriti'ego

- Ja idę pokąpać się w gorących źródłach, jak chcesz to choć ze mną. Pozwiedzałeś tu trochę, co Ci się najbardziej podoba? - zapytałam kiedy ruszył ze mną.
- Jaskinia Heiwa, jest niesamowita.
Miał taką minę, jakby zobaczył jeden z cudów świata. Nie lubiłam być pod ziemią, dlatego rzadko wchodziłam do jaskini, ale po części się z nim zgadzałam jaskinia była "niesamowita".
Przez całą drogę do źródeł rozmawialiśmy i żartowaliśmy.
Po dotarciu na miejsce, delikatnie zamoczyłam łapy w ciepłej wodzie, a potem odepchnęłam się i zanurkowałam, gdy wynurzyłam się na chwilę spostrzegłam, że Anuriti nadal stoi na krawędzi, suchy. Podpłynęłam dyskretnie i wynurzyłam się rozpryskując wodę na wszystkie strony także i na niego.
- Ała - krzyknął uśmiechnięty.
- Co tak stoisz wskakuj albo obleję Cię znowu.
- Dobra niech Ci będzie.
Skoczył nade mną i znurkował. Wynurzył się jakieś trzy metry dalej i zawołał:
- Spróbuj mnie dogonić! Oczywiście dam Ci fory, malutka - krzyknął i  uśmiechnął się krzywo.
"Malutka" już po tobie, zanurkowałam i zaczęłam go gonić.
<Anuriti?>

Od Anuriti'ego


Nowa wataha, nowe przygody i nowe wilki. Cieszyłem się, że poznam kogoś nowego. Jednak Hazuki mówiła, że wataha niedawno powstała i nie jest nas za dużo. Byłem ciekawy jak wyglądają tutejsze tereny. Najbardziej ciekawiła mnie jaskinia Heiwa. Rzuciłem się od razu w kierunek tego miejsca. Kiedy do niej wszedłem, zabrało mi mowę, chociaż i tak nic nie mówiłem. Zacząłem się rozglądać. Zobaczyłem jakąś postać, pewnie był to Hitaki. Po chwili podszedł do mnie i się ze mną przywitał, jednak gdzieś się spieszył. Postanowiłem iść się przejść. Spacerowałem dosyć długo. Cały czas myśląc o nowej sytuacji i o Isztar. Po chwili zauważyłem Hazuki, Alfę watahy. Podbiegłem do niej. Przywitałem się z nią.
-I jak? Podoba ci się u nas?-zapytała.
-Jasne. Jednak teraz jest mi trochę nudno i nie mam co robić, a ty dokąd zmierzasz?

<Hazuki?>

sobota, 11 października 2014

Zaczynamy!

Pragnę oficjalnie otworzyć bloga watahy, mam nadzieję, że niedługo dołączą do nas pierwsze wilki.
Ponieważ to nasz początek, prosimy o pomoc w promowaniu naszego bloga tym banerem.
Zapraszam, wszystkich chętnych do zakładki "Dołącz!".
A oto baner:


Kod html:
<a href="http://wolvessilentdarkness.blogspot.com/"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj2easI604ixEw31HGQ9irf9tn-CF4kL_iaerkJASSu6_kDxRNRR_lQQVgLE25x9jJrURTV8fq6abjpJniVBSV8ZrR-QV8ufbTDZWYWH_wuhyk2g8fC8-vP-PPeoi_TdIt4I0mo4LgFc3a/s1600/silent+darkness.png"></a>