Ogień... Łzy... Chaos... Przyjaciele... A ja w środku tego zamętu. Nic niewarta, nieważna. Nie mogę się poruszyć, łapy odmawiają posłuszeństwa, jakby splątano je łańcuchami. Oczy zachodzą mgłą i stają się coraz bardziej mokre od łez...
Tysiące potępionych dusz, tysiące istnień spisanych na straty, tysiące przeciętych żył... I krew...
- Moje sny z każdą nocą robią się coraz bardziej makabryczne - mruknęłam do siebie w drodze do jaskini.
Było to ciepłe, chociaż zimowe południe pełne promieni królewskiej gwiazdy. Życie w lesie jeszcze nie przygasło, wiewiórki skakały po drzewach, gdzieniegdzie biegały łanie i kozły, aż miło było patrzeć na to wszystko. I tak się stało, że w końcu przez nieuwagę wpadłam na grupkę wilków, które przechadzaly się po lesie.
- Oj, przepraszam - zaśmiałam się, gdy zorientowałam się, iż owe wilki to Libertas, Victoria oraz ten nowy basior - Sawyer.
<Victoria? Sawyer? Libertas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz